Czasem chciałabym głębiej zastanowić się nad swoim życiem, chociaż wiem, że takie myślenie może być zgubne. Czasem nie jest dobrze, by myśleć zbyt wiele, rozważać i zastanawiać się, ale ważne, by nabyć taką cechę. Myślę -> robię. A nie jakoś odwrotnie. Ale nie o tym chciałam. Przed działaniem paraliżuje nas często strach. Mnie straszy póki, co majowa matura. Mam marzenia i przez swój wysiłek dążę do ich spełnienia. Moje dezycje ulegają zmianom i zaważeniom, ale przede wszystkim - czasem tracę wiarę w to, że będzie dobrze. Mam wrażenie, że jestem na wszystko zbyt głupia i zbyt późno się o tym zorientowałam. Może wiele czasu poświęcałam czemuś, czemu nie warto poświęcać, może wszystko zrobiłam nie tak. Ale spoko zyskałam. I chyba za to powinnam codziennie Bogu dziękować. Że mimo wszystko to dla mnie świeci słońce. Że mam dom, rodzinę, najlepszych przyjaciół. Że mam talent i sprawność, o której niektórzy mogą tylko pomarzyć, bo nie mają nóg, rąk, bo są 'inni'. Nauczyłam się z pewnością tego, że rzeczywiście nie warto brać wszystkiego na serio i cieszyć się wszystkim, co się posiada. Czy zmierzam do czegoś w tej notce? Chyba nie. Zmierzam do tego, by swoje żale przelać na photobloga z zamieszczeniem zdjęcia moich ziomusiów z klasy.
I by potwierdzić niesamowitą, acz cudowną, tajemniczą i fascynującą prawdziwość kruchego, ziemskiego życia.