Bardzo chciała się wyprostować. Wyglądać w jego towarzystwie pięknie i dumnie. Wszystko na jej twarzy było w porządku. Życie, najzwyklejsze życie - w oczach, uszach, na ustach. Wystarczająco dużo do radości. I potok słów opisujących tę zwykłość. Mówiąc, napinała ramiona, odciągała je do tyłu, starała się unieść je w górę, poczuć, że siedzi prosto. W jednej linii. Równolegle z oparciem, do ściany. Nie dało się. Ten przytłaczający garb nazbierał się w ciągu ostatnich lat. I nie dało się go zrzucić.