witam serdecznie, jeśli już tu zabłądziłeś, jeśli masz słaby humor nie zwracaj uwagi na moje wpisy, gdyż prawdopodobnie będzie to kwintesencja mojego cholernego charakteru - emocjonlana, rozkapryszona tandeta. mimo wszystko moj charakter nie pozwala mi wyrazić myśli w sposob normalny, poprzez rozmowę z kims. jednak jestem osobą zamkniętą w sobie, w zasadzie pisze to dla siebie, tylko dla siebie.
Rozdział 1.
Wiecie co? Był taki okres czasu w moim życiu, że przestałam wierzyć w prawdziwą miłość. Czułam, ze życie kopie mnie po dupie, a kolejni frajerzy, których spotykałam na drodze swojego pokręconego życia tylko utwierdzali mnie w tym przekonaniu. i jeśli ktokolwiek kiedys powie ci, naiwna gówniaro "co Ty wiesz o miłości", trząśnij go w ryj. Ma trochę racji, ale mimo wszystko, walnij. ulży Ci. Związek w ktorym tkwiłam X czasu temu był generalnie pierwszą tak poważną relacją jaka łączyła mnie z kimkolwiek w całej mojej milosnej karierze. Moja rada numer jeden jest bardzo prosta. otóż, jesli od samego początku coś wam sie nie układa to niestety, nie licz na nagłe zmiany. ogółem, nigdy nie wierz w slowo "zmiana". Pogodź się z tym, ze ludzie się nie zmieniają. A jesli już to następuje to w skutek jakiegoś tragicznego wydarzenia w zyciu. Naprawdę. Przez pewien czas myślałam, że może płacz, a może jakaś groźba, w ostateczności - zerwanie, coś zmieni. Jak łatwo się domyslić, nie zmieniło się nic. A ja jak przystalo na naiwną gówniarę dalam się nabrac kilkakrotnie. Mimo licznych ostrzeżeń ludzkich, ze nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Otoż, osobyb trzecie, które patrzą na liczne sytuacje z chłodnym dystansem na relację dwojga ludzi, potrafią bardzo trafie doradzić kilka rzeczy. Problem tkwi w tym, ze takich ludzi zazwyczaj sie nie slucha. A szkoda. To było bardzo trudne kilka miesięcy, które jak się okazało urosło do rangi prawie dwóch lat. Przerażające, dwa lata nerwów, kłótni i ciągłego strachu. Jesli kojarzycie programy czy reportaże o patologicznych związkach - on ją bije, pije, ona - kobieta o smutnych oczach, nadal z nim jest. Ciągle oszukiwana, jak sie później okazało, traktowana jak szmata. Loża oburzonych obserwujących krzyczy gdzieś z oddali "dlaczego ona go nie rzuci? czy ona nie widzi tego jak nisko upadła?". Problem właśnie w tym, że ona nie widziala zupelnie nic. z czasem kiedy odcięła się od niego, w zasadzie wymazała wszystkie chwile z przeszlości próbowała swoje już znikome zaufanie komus podarować, ale nikt nie był tego wart. Każdy z nich, ktory probowal zasmakowac odrobinę jej charakteru zostal z czasem odrzucony, nie podolalby tak trudnemu zadaniu - zaakceptowaniu jej emocjonalnego charakteru. ale w zasadzie, to dzieki ostatniemu frajerowi, ktorego napotkala na swojej drodze poznala kogoś wyjątkowego, to chyba książę z bajki.
To już prawie 19 miesięcy kiedy jestem z T. To dzięki niemu ponownie uwierzyłam w ludzi,świat, miłość. W sumie to może wydoroślałam od tamtego czasu, w zasadzie już nie jestem szesnastoletnią gówniarą, tylko dwudziestoletnią młodą kobieta, która probuje wypracować u siebie pewne cechy, zwłaszcza pewność siebie i opanowanie. Teraz patrze na wszystko inaczej. Przestalam robić z siebie męczennice. zrozumialam, ze wszystkie problemy rodzą sie w psychice i mozna je skurecznie zwalczyc juz w samym zarodku. Że podstawa prawdziwego zwiazku jes szczerosc, nawet ta ktora zaboli. i poświęcenie, bardzo często kosztem samego siebie. I nie, nie mam nic negatywnego na myśli, kiedy kogoś kocha się naprawdę mocno - własne szczęście schodzi na drugi plan, bezboleśnie. Od własnego szczęścia jest druga osoba. To ona o nie zabiega i to ona sprawia, że dostajesz skrzydeł, że się uśmiechasz, że masz poczucie, wręcz pewność, że wszystko będzie dobrze. Tym drugim szczęściem jest ona sama. I słowo klucz- wiara. To ona czyni cuda, naprawdę. I zaufanie, stuprocentowe, bez tego ani rusz. Jeśli któregoś z tych elementów zabraknie- cała układanka idzie na marne. Wszystko prędzej czy później zwyczajnie się rozsypuje, mimo pozornej iluzji, że idzie Wam dobrze. Nie można bać się zapytać o coś drugiej osoby. My, kobiety mamy ogromne zdolności do hiperbolizacji pewnych kwestii. Mózg wysyła nam ostrzegawcze impulsy średnio kilka razy dziennie, przez co niektóre waćpanny ze skłonnością do popadania w paranoje same wymyślają sobie problemy, co skutkuje złym humorem i zwiększaniem dystansu w stosunku do drugiej osoby. Podejrzeliwość w połączeniu z chorobliwą zazdrością jest bardzo niezdrowa. Wiem o czym mówie, sama taka byłam. I nie zdajecie sobie sprawy, drogie kobiety, jak bardzo jest to w stanie zaburzyć całą relację. Argumenty gonią argumenty, całość mocno się nawarstwia, przez co w efekcie w głowie tworzą się niestworzone historie, o które koniec końców obwiniany jest sam partner. Warto czasem usiąść spokojnie i zastanowić się, czy faktycznie moje urojenia mają jakiekolwiek sensowne podstawy.