Nie mam zdjęć, dosłownie. Z resztą ochoty na ich robienie także nie posiadam. Na powyższym widnieje jakieś zielsko, tak byleby było.
Cholernie mi się nudzi w te wakacje. Teraz czekam tylko na to kiedy w końcu pojadę do dziadków. Już na samą myśl o tym się uśmiecham, fajnie, fajnie. Pierwszy plan był taki, że pod koniec lipca mieliśmy jechać do Niemiec, ale szczerze powiedziawszy nie uśmiechało mi się to w ogóle. 1200km w taką pogodę byłoby mega wielką katorgą. Chociaż, nie powiem, że nie chciałabym tam jechać. Gdyby nie było tak gorąco, to byłoby całkiem sponio...
Co do sierpnia, to 1/2 mam już zaplanowaną. Od 8 do 21 obóz w Dziwnowie z Novarem. Z ręką na sercu przyznaję, że już nie mogę się go doczekać, naprawdę. Perspektywa prawie całodniowego grania w ręczną jest bardzo pocieszająca. Ale znając siebie samą, to i tak ten zapał zniknie krótko przed wyjazdem. Pojawia się także jeden z pozoru mały problem; nie znam tam dosłownie nikogo. Tylko z trzema, czy tam czterema dziewczynami pisałam na nk i to wszystko. Tak naprawdę nie wiem jakie one są. I nie wiem też, czy mnie zaakceptują. Poczekamy zobaczymy, jak się sprawy ułożą. [Mam nadzieję, że baardzo pozytywnie.]
A teraz czas na stały a zarazem mój ulubiony punkt notki, mianowicie narzekanie! :D
Fajnie być grubą; mieć grube uda i wieelką dupę. Pupę, sorry.
Dlatego lubię swoje hawajki, które skutecznie pomagają mi ukryć te cudowne części ciała.
Dlaczego nie mogę być zgrabna i szczupła? -.-
Niby jestem ,,sportowcem", a i tak jestem gruba. Jaka ironia losu.
Czasami moja wyobraźnia płata mi niezbyt ciekawe figle.
Wczoraj poszłam biegać do lasu. Usłyszałam gdzieś dalej piłę motorową. Oczywiście od razu zaczęłam sobie wyobrażać, że po lesie chodzi facet z piłą, który jest seryjnym mordercą i zabija ludzi włóczących się późną godziną po lesie. No bo ej, rozumiem, że teraz jest okres, w którym ludzie tną drewno na opał, żeby podczas zimy mieli ciepło w domach, ale sorry o godzinie 21, kiedy to już jest prawie ciemno [a prawie robi wielką różnicę] zazwyczaj się takich rzeczy nie robi. Mój tata ciął drewno do góra 20. Dobra nie wnikam w to dalej.
Uwielbiam las, ale po 21 jakoś nie bardzo mam ochotę na chodzenie po nim. Raz, że komary, muchy końskie i te inne leśnie i nie leśne stworzenia są tak upierdliwe, że się wytrzymać nie da, to jeszcze człowiek wyobraża sobie przeróżne dziwne rzeczy.
Druga sprawa, że teraz to tylko na pieszo mogę iść do lasu, bo oby dwa rowery odmówiły mi posłuszeństwa. Brutusy! xD Ni ma roweru - ni ma co robić xD
Jee, wreszcie mam wenę i mam już napisaną jakąś 1/3 prologu nowego opowiadania, jestem z siebie dumna. ; D Wiem, że nie potrafię pisać, ale co z tego? Ważne, że lubię. A o szczypiornistach mogę pisać wiecznie <3
Tak nawiasem mówiąc, dobra pisząc, sobotnia bitwa o Chichago zakończyła się klęską naszych dzielnych i walecznych Rycerzy, tj. Polska - Szwaby/Niemcy* 26:27.
*Niepotrzebne skreślić. Jak kto woli.
To, że drugi Grunwald wygrali Niemcy, nie oznacza, że są od nas lepsi. Rzecz jasna, że to Polacy górują nad Niemcami. Każdy prawdziwy kibic przyzna mi rację ;D Chłopcy walczyli do samego końca i to liczy się najbardziej, nie mniej jednak niektóre akcje sprawiały, że czułam ukłucie w sercu. Te niepotrzebne straty piłek i niewykorzystane kontrataki... I brak Koli w pierwszej siódemce. Ale wczoraj[?] wznowił treningi, więc bądźmy dobrej myśli!
O matyldo, ale notka mi długa wyszła.
E tam i tak nikt tego nie czyta, więc luz.
ŁAKA, ŁAKA EE E! ; D ; D