2011.
Rok.
Nowy.
Inny.
Czy lepszy? Nie wiem.
Może gorszy? Zobaczymy.
Wiem, że nie zaczął się on dobrze.
Łza łzą łzę pogania.
płacz płaczem płacz nagli.
Masochizm?
Psychiczny?
Fizyczny?
Mam już dosyć.
Spięcia.
Kłótnie.
Nie wyrabiam.
Zaległości.
Tęsknota.
Chęć wolności.
Wolności, tylko w jednym znaczeniu tego słowa.
Gdzie ta radość?
Gdzie mój śmiech?
Gdzie szczęście na każdym kroku?
Gdybym tylko mogła cofnąć czas...
Tyle bym zmieniła...
Nie mogłam się ruszyć z domu.
Dzisiaj, wczoraj, jutro, w weekend.
Niby mogę zrobić co chcę, ale co mi to da, skoro będzie mi to ciągle wypominane?
Leżałam dzisiaj na łóżku. Z telefonem i słuchawkami na uszach, słuchając muzyki. Głośno. Tak głośno, żeby niczego innego nie słyszeć. Tak głośno, że aż boli mnie głowa. Tak głośno, że aż zaczęłam płakać. Bo znowu piosenki wywołują u mnie łzy. Tak głośno, że aż za głośno.
Boli mnie brzuch.
Nikomu nie powiem. Po co?
Muszę dać radę. Przełamać wszystkie swoje słabości i znowu uodpornić się na ból.
Po raz kolejny.
Tak jak kiedyś...
Leżąc dzisiaj na łóżku bez ruchu, słuchając muzyki przez prawie 3 godziny, bez przerwy, przypomniały mi się chwile, które były takie radosne...
Jak kiedyś...
miłego długiego...
Jutro czeka mnie sprawdzian z funkcji trygonometrycznych.
pa.