Znów patrzymy na siebie oczyma wyobraźni. Powiem szczerze, to już mnie zaczyna drażnić. Byłeś słodkim kłamstwem, a raz gorzką prawdą, piekłem, niebem, słońcem, deszczem. Dawno temu był płaczem, śmiechem, niewinnością, grzechem, moim szczęściem i największym pechem, radością, smutkiem, tlenem, oddechem. Dziś tylko na krańcach serca odbijasz się cichym echem. Kiedyś dla siebie nawzajem jak chleb powszedni. Dziś dla siebie nawzajem już niepotrzebni. Za każdym razem potem i tak wybudzam się z ulgą. A chwilę później znów zaczynam się z myślami bić. Czasami czując ból, żal, a czasami nic. I nie wiem czemu nie chcesz przestać mi się śnić, skoro dziś nie znaczymy dla siebie nic.