NIENAWIDZĘ...
U źródeł prawdy
Idziesz jesienną ścieżką w samotnym parku
Każdy liść opadły to moja łza
Ale nie zatrzymasz rozszalałego wiatru
Wśród drzew zagubiona myśl trwa
Czujesz jak zimno mego smutku
Z drżeniem pieści Twą niewinną dłoń
Chcąc ją ogrzać sięgasz gwiazd blasku
Wokół tylko blada Księżyca toń
I choć w moim oddechu
Do Ciebie nie zwraca się krzyk
Żalu i pretensji ostrza grzechu
Trucizny Słońca gorzki łyk
Znam jednak snów Twych koszmary
Które przynoszę dnia każdego znoju
To mojego smutku obrazek szary
Na ścianie przy łóżku w Twoim pokoju
To wymięte zdjęcie wspomnień
Razem na wodzie pisane obietnice
Oślepia mnie ich jasny płomień
Trawiący doszczętnie sensu tajemnice
23.04.09. by Ignacy B.