Było Klondike i wgryzanie się w góry za złotem, mamy RPA i wyczesywanie z ziemii rubinów, jutro polecimy w kosmos, by wydobywać diamenty z przelatujących meteorytów. Aż oczy się błyszczą.
I zawsze się błyszczały - król koronę miał w kamieniach, panny dorodne miały dorodne klejnoty na swych szyjach, ozdoby ze złota wytapiali Aztekowie. Tacy mądrzy chcą być tacy piękni - i prosze ogłoszono piękno kamieni równoznaczne z ich rzadkością. I rozumiem to w pełni. Im trudniej znaleźć/wydobyć/obrobić dany minerał ty większą ma cene. A jeżeli fachowiec kunsztu włoży to podwoi cenę surowca. I przeszperać internet mógłbym i wypisać jak minerały na rynku terz stoją, lecz nie w tym rzecz.
Skoro rzadkość występowania tak podnosi cene kruszcu pytam: co z ludźmi? Każdy to oryginał, niepowtarzalny na każdym kroku. Ciężko dwa takie same nosy znaleźć a tu jeszcze różnica wyznań, różne podejście do kwestii miłości, określony stopień próżności i pychy - słowem tysiące czynników świadczące o tym, że człowiek jest niepowtarzalny i rzadki. Czemu więc nie jest warty tyle co one? Tu pojawia się szkopuł który już pewnie jest nazwany, a ja go tylko obrazowo przytocze. Gdy pytamy ile jest warte życie człowieka - słyszymy, że jest bezcenne. Znaczy - tak wiele jest warte, że nie ma skarbów świata, by to życie kupić. Pierdolenie... misyjny w Iraku dostający 4,5 na miesiąc ginie od kuli z karabinu za 150$ + magazynek. Marna ta bezcenność...
...a! Że ginie w imię wolności i demokracji, które są bezcenne? To się jakoś zeruje? WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA - CZŁOWIEK = ZERO ? O dziwo cholernie tak.
Tak, uwielbiam czcionkę Comic Sans, jestem niedojrzały emocjonalnie.