Inteligentne zdjęcie na Sopockim molo, którego prawie nie widać.
Ale jest w sumie tyle zdjęć, że i tak będę dodawać pewnie przez miesiąc.
Wyjazd ogólnie został mianowany "Jedną wielką imprezą". Co w sumie nie bardzo się mija z prawdą. Ha, ha.
I tak było fajnie.
W autobusie, przy graniu 'w pierdol', jak mi siadło na esioku, którego 'aż przeleciał prąd' ;d i przy 'integrowaniu sie' z przodkowianiami itd.
I jak z Budzią dostawałyśmy głupawki 'tym samym śmiechem'.
Hm, na molo w Sopocie, pod Operą Leśną, w ponurym i szarym Gdańsku, który mi się nie spodobał. w "Domu na dachu", gdzie reszta miała zaciesz bo "Gośke rzuca po ścianach". Swoją drogą, przekichane. Stoisz i nagle jeb, lecisz, prawie jak w kosciele, jak Iza mnie wyprowadzała ;d
ps. pisze ta notke chyba pol godziny.
tak więc, ciąg dalszy zdjęć dopiero nastąpi, muahahahaaa.
'haha, haha, hahahahaha', jak to powiedzialy dziewczyny.
dobra, ide bo wykituje.
idę, już.
kawyyy.