I to jest tak, że znów siedzę w tym samym miejscu nad rankiem...
To była kolejna nieprzespana noc...
I ratuje, a zarazem truje mnie znów czarna kawa i kolejna fajka.
Ostatnio przejmuję się byle czym, byle słowem.
MARTWIE SIĘ.
Zamęcza mnie ciągle jedno pytanie w kółko powtarzane do mojej osoby:
"Czego się tak naprawdę boisz?"
I mimo iż moje życie, nie należy do tych najgorszych...
To strach jest cechą do której zdąrzyłem przywyknąć.
Z roku na rok, podchodzę do tego inaczej, coraz mniej rzeczy mnie przejmuje.
Ale dalej się boje...
Boję się przeszłości, że znów będzie źle.
Że nie będę miał ochoty nawet jeść i pić...
Że zmartwienie co będzie później będzie wyciskało ze mnie słone łzy.
Boje się...
Że kiedyś już nie wytrzymam, będzie gorzej i złamie się.
Pękne od środka.
Boję się...
Że znowu jak kiedyś nie będę mógł nikomu zaufać, to powraca...
Znów będę bał się że ktoś wykorzysta moją osobe.
I na co to komu?
Strach, utrwala nas w wierze...
Wierze w to, że JUTRO może być tym LEPSZYM JUTREM.
Ja?
Jestem jeszcze młody, ale sporo przeszłem...
Strach często mnie przeszywa, ale to w końcu MOJE ODCZUCIA...
I tylko JA mam nad nimi kontrole.
Dziś zakładam okulary, nakładam jedną barwe na wszystko co jeszcze niegdyś było kolorowe.
Nawet w życiu codziennym jestem inkognito.
Nie staram się już być 100% sobą, skoro muszę nie raz udawać że jest OKEJ.
WCALE NIE JEST OKEJ.
Ale daje radę...
Kto jak nie ja?