tak tak wiem że zdjęcie jest hujowe ale to jest limit na jaki stać moją biedną małą krowę...w sumie jest to najlepsze zdjęcie jakie udało mi się zrobić.
tak poza tym, to koncert był ZA-JE-BI-STY! po prostu. mimo że jestem metalem, to bardzo mi się podobało. w przyszłości jak zmienią się moje upodobania muszyczne, to przerzucę się tylko na reggae. tylko i tylko. bo jednak te rytmy coś w sobie mają. mogą być i dynamiczne i spokojne i melancholijne... fantastyczne. ale oczywiście na obecną chwilę to nie ma piękniejszego cudu od metalu^^
nie to że się ograniczam bo w sumie mogę słuchać każdej muzyki... wróć! prawie każdej- nie toleruję np disco polo, poezji śpiewanej, nędznego popu (bo trzeba przyznać że niektóre kawałki są naprawdę niezłe...), rapu i hip hopu (ale ale... to głównie z powodu tekstów. bo według mnie 99,9% są BEZNADZIEJNE!. ok może się nie znam ale to w końcu tylko moje zdanie. one po prostu do mnie kompletnie nie odcierają. ale jeżeli znajdzie się ktoś kto mi je wyjaśni, nie mam nic przeciwko...)
taa, o czym to ja...? aha muzyka... nie ograniczam się. czasami nawet lubię posłuchać sobie czegoś innego niż metal. takie odejście od przyzwyczajeń.
bo według mnie nie ma czegoś gorszego niż przyzwyczajenia. serio.
tak. tak. gadam o muzyce a coś więcej o koncercie.
nie tylko muzyka była super ale czywiście atmosfera. szkoda że nie zawsze taka jest. najpierw zaczęłam od..? of course od WYSPY! śmiesznie było. śmieszni ludzie tam siedzieli bo najebani. w sumie nic ciekawego ale... no cóż.
[ eh, nie lubię tak zangielszczać. strasznie mnie denerwuje jak ludzie mówią "normalnie po polsku" ale co chwila wtracają jakieś angielskie zwroty. no co to ma być? szpan czy co? ]
poza tym dowiedziałam się na koncercie czegoś ważnego. że jednak nie dla wszystkich chłopaków jestem "tylko kumplem..." cholernie mnie to cieszy. i cholernie mnie cieszy również to, że to z powodu mojego charakteru. bo już się trochę bałam że ten tego... także 2 LATA!
i nie powiem co to znaczy. a znaczy dużo:)
a propo znajomych. wszyscy z wyspy. 3 kolegów i jeszcze 2 dziewczyny ale one głównie były gdzie indziej. tak naprawdę najwięcej byłam z K i z nim najwięcej gadałam. rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, o ważnych i nieważnych rzeczach. tak, cholernie brakowało mi zawsze takiej rozmowy. takiej że wszystko sobie powiedzieliśmy ale nawet znamy dobrze to co zostało niewypowiedziane.
i to on mnie pocieszył w sprawie... hmmm mojej. byliśmy jak przyjaciele. brat i siostra. chociaż chociaż... wszystko może się zmienić^^
taaa a po jednym nieco więcej bym się spodziewała... ale i tak fajnie że przyjechał w końcu. a 1szy dzień był ekstra:) mam nadzieję że wróci bo kurwa ktoś musi mnie uczyć poiek, no nie? a przynajmniej nadzorować :)
a Ko... haha! on był zajebisty! ale nadal nie wiem czymu Hefajstos na mnie mówi... ale chuj. nieważne...:)
i zawarłam nieco znajomości. ale to dosyć normalne na koncertach.
taaa, o czym to ja miałam jeszcze napisać? chyba to wszystko... jak na razie.
a nie, jeszcze jedno. no muszę się pochwalić. K będzie mnie uczyć grać na bębnie! to jest zajebiste, takie granie. no to będzie i gitara i bębenek. może w ogóle kiedyś taki sobie kupię?
eh całkiem dużo tego wyszło. ciekawe kto to będzie chciał czytać? chyba nikt
chyba raczej na pewno, bo nikt tego przecież nie czyta.
piszę to dla siebie [ tak jak pisałam w 1szym poście ] i będę pisać tego ile tylko chcę.
o.
ekhem, na zdjęciu - Delle!