o bracie. ale się działo
nie chce mi się tego piiiiiiiiiiiiiiisać wszystkiego. taki skrót.
1 maja - byli wszyscy oprócz niego
2 maja - rano kłótnia o wakacje. telefon w celu pocieszenia. do babci. na początku fajnie, potem koszmar. po raz pierwszy w życiu pragnęłam z tamtąd jak najszybciej jechać. kilka razy mało się nie pobeczałam. koszmar i koniec. wszystko przez 2 młodocianych osobników płci męskiej. byłam rozregulowana psychicznie i taką z siebie wariatkę zrobiłam, że żal. no i się potem czułam okropnie, bo miałam świadomość, że okazałam się dokładnie taką, jaką nie jestem w Czyichś oczach. Tzn. potem to się wyjaśniło, że sobie to ubzdurałam, jak zawsze, ale to późnym wtorkiem, właściwie środą.
no i tak cierpiałam"" przez ten aktywny do 2 w nocy poniedziałek. spałam wtedy na 5x5 cm2 obsarze z sisostrą i dzieckiem. brat z dziewczyną też przyjechali (to już nie ważne, nie potępiam czegoś, na co nie mam wpływu) i tak siedzieli śmy orzy tym stole 5h
3 maja początek dnia koszmarny, środek koszmarny chyba najgorsza częśc tej stypy. zimno mi było, smutno, okropnie wręcz, w desperacji poszłam krowy doić. no i potem do babci, i trochę hmur w powietrzu, ale to ja je wted wymyśliłam i spowodowałam tym że wymyśliłam. a potem jak wróciłam to se w państwa miasta graliśmy, czułam się jak rozbitek który trafia na wyspę zwaną `BezwładRąk` lub też coś o bezsilnym uśmiechu, albo żalu własnej głupoty, jak również ... oj tam oj tam. W kazdym razie nasmarowałsam litanię, potem nie wyrobiłam i zadzwoniłam. gadaliśmy. za cieniuteńką ścianą rodzice, za regałem brat, ale to nic.
pominęłam OGROM rzeczy.
W każdym razie jest już dobrze, zaraz idę się myć
dziś, 4 maja ładny snieg leżał na zielonej łące. serio, piękny. w szkole po pięciu, nuuuda. z historii 17/40, iza 18. Haha xd ale z fizyki mamy po 5, jako jedy, fuck yea