Smutek niesamowity spowija mą duszę. Zadowolenie z uwolnienia się od brzemienia zbyt szybko się ulotniło uderzeniem niespodziewanym, dotkliwie raniącym mój umysł. Raniącym do tego stopnia, że uniemożliwia bronienie się. I tak została otwarta rana, której nie widzę. A co za tym idzie, nie mogę jej zamknąć. Rozpaczliwie szukam sposobu, ale chyba moja arogancja nie chce dopuścić do siebie pewnych rzeczy. A może po propstu znów staram się obarczyć moją osobę winami innych?
Droga, którą obrałam jest dobra. Czuję to. Zmiany następują mimo wszystko gwałtownie. Nie uważam, aby były złe. Złe jest to co się nie zmienia razem ze mną. A raczej nie tyle nie zmienia, co nie podąża ze mną.
Ostatnich kilka rozmów przekonało mnie, że jednak da się. I jest coś, czego na pozór nie widać. Tak bardzo dziękuję za wsparcie i pomoc w odnalezieniu tego, tej drogi. Obym tylko z niej nie zboczyła :)
W taki sposób powstaję. I w taki sposób zamierzam kroczyć. Powoli, nieprzerwanie, rozglądając się i przyswajając wszystko, co tylko możliwe...