Tak sobie myślę...jak to może być? Ile może się zmienić przez tak krótki okres czasu, jakim jest 365 dni.
Wystarczy tylko zerknąć do archiwum... Przeżywałam tu takie niewinne zauroczenie, potem ból po stracie, śmierć, potem znów próbowanie odbudowania siebie, później znów zakochanie.
Tyle chciałam tu napisać i znowu dupa.
Jejku, tyle się zmienia...Styl bycia, myślenia, rozumowania, sami ludzie. Zmiany,zmiany,zmiany. Niby jest tak samo, a jednak nie. Kim ja do cholery jestem?
Jak to jest...jednego dnia rozmawiasz z człowiekiem, a drugiego dnia już go nie ma. Ta cholerna cisza. I zostajesz sam. Masz tylko wspomnienia, te fajne i mniej fajne, ale są. Zawsze coś. Nigdy już nie będę tak młoda jak w chwili, kiedy kończę pisać to zdanie. Jednak mam to gdzieś, jak tuzin innych rzeczy. Znowu mam cholerny, wielki mętlik w głowie, a tyle chcialam napisać. Nieważne.
Czas wszystko zmienia. Jednego dnia słyszysz od osoby deklaracje miłości, a drugiego okazuje się, że takie coś w ogóle nie powinno istnieć. Bywa i tak. Jednego dnia słyszysz "porozmawiamy jutro" jednak to jutro nigdy nie nadchodzi. Albo może i nadejdzie pewnego pięknego dnia, w chwili śmierci? Mniejsza. Nieważne. Nevermind.
Cofnę się zaraz do tyłu i obejrzę do wszystko. Chwile, które były, notki, zdjęcia, uczucia, ludzi.
Nie zapomnę o Ryddsonie. I o tym co było. Dwa miesiące temu, cztery, w lato.
Dziękuję ładnie za wszystkie uczucia, które we mnie wywoływaliście.
Postaram się cieszyć, bo cieszenie się jest dobrym sposobem na życie. Życzcie mi powodzenia, bo zaczynać od nowa można zawsze.