Och, zatańczyłabym teraz. Zatańczyła. A najchętniej z Panem. Pozwoli mi się Pan porwać do tańca?
Pozwoli się poprowadzić? ... Tak lekko, tak wolno, odrobinę nostalgicznie...
Chce Pan tego?
Ten niepokój, wewnątrz mnie, towarzyszy mi rozkołysaniem już od rana.
Pulsuje, odchyla mi głowę na oparcie kanapy i każe zamykać oczy.
A tam, pod powiekami Pan, i to lekko zaniepokojone,
nieco niepewne spojrzenie.
Przechylenie nad przepaścią...
... kusi, prawda?
Jakby to było poczuć ten wiatr na twarzy? Po raz pierwszy i po raz ostatni?
Podejdzie Pan do krawędzi?
Na sam skraj naszych światów?
A tam, bariera rysowana moim rozsądkiem i Pana troską o nie rozchwianie tak długo budowanego w sobie spokoju.
Próg.
Szlaban.
Przysiadam na nim lekko, obserwuję Pana po drugiej stronie granicy.
...I sen mija. Już go nie widać.