Jutro wigilia, święta, czy może być coś gorszego? Coś bardziej przywołującego wspomnienia? Jaki inny dzień tak bardzo pokazuje , że to wszystko nie funkcjonuje? Jaki inny dzień pokazuje tak dosadnie to czego mi brakuje od zawsze? Najlepszy moment ze świąt to ten w którym ta cała 'wigilia' się kończy. Drugi dzień to wisienka na torcie tej całej beznadzieji, najbardziej sztuczny i wymuszony z całego roku.. i w jaki sposób to mają być miłe święta? Chciałabym lubić ten okres tak jak kiedyś, chociaż nigdy nie był moim ulubionym ale pare lat temu był całkiem miło znośnym czasem.. niby nie jest źle ale nie czuje sie dobrze, wszystko jest jakieś takie dziwne, sama nie wiem co mam ochote zrobić ze sobą. Zostać w domu, wyjść, ukryć sie pod kołdrą? Nic z tego nie sprawi ulgi ani nie uszczęśliwi. Może jestem marudą, która nie umie cieszyć się z tego co ma nie patrząc w tył .. ale ja poprostu chciałabym, żeby wszystko było na swoim miejscu.. Strasznie łatwo popsuć mi mój dobry nastrój, który i tak ciężko sie buduje.. Nie wiem kiedy w końcu przestanie brakować tego jednego puzzla.