Ten dzień na zawsze zostanie w mojej pamięci , jako jeden z najszczęśliwszych.
Dojazd był ciekawy. Zamiast prosto z Wodzisławia na Katowice to najpierw z Wodzisławia do Rybnika, potem z Rybnika do Gliwic,aż wkońcu wreszcie z Gliwic do Katowic.!
Przed samym spodkiem kilka tysięcy osób. Ludzie , którzy szli wtedy ulicą dziwili się , ze ludzie czekający na koncert zlewają sie w jedną czarną masę.:D
Wejście przebiegło spokojnie i bez problemowo.
W środku czekając najpierw , aż zespół supportu się ustawi , a potem aż sami Dreami ustawią nagłośnienie perkusji Magniniego pogadałem z kolesiem, który siedział obok mnie. Człowiek po 40, wychował się na Jarocinie i teraz jeździ na większe koncerty w Polsce, bo jak uważa nie przeżył by znowu tych festwali.
Zespół poprzedzający Dreamów ( Amplifier) całkiem w miarę, grali progresywną muzykę przesączoną nastrojem oddalana się od rzeczywistości tak jak np w Nirvane.
Sami Dreami.. Słysząc ich ludzie niektórzy krzyczel , inni płakali ze szczęścia.
Ciekawą sprawą był sam przedział wiekowy. Przez 6 latków z rodzicami , aż po starych wyjadaczy po 60.
To co było do przewidzenia klkukrotnie LaBrie przedstawiał nowego perkusitę Magininego. Koleś wymiata. Jego perkusja przypomina klatkę do Wrestlingu!!
Dreami zadbal o oprawę. Podczas nastrojowych solówek Petrucci był oświetlony tylko delkatną smużką światła .
Przy ostrzejszych utworach jak np These Walls każdy dźwęk był akcentowany przez śwatła!.
Siedziałem w górynych sektorach dokładnie naprzeciw sceny , węc widocznośc była bardzo dobra. Głowy ludzi podemną wyglądały jak zapałki.. tych zapałek bylo kilka tysięcy.!!
Grali utwory z całej ich dzałności, od np Ytse jam , przez The Great debate czy learnng to life aż do forsaken , count of tuscany
Ponadto zagrali kilka utworów z nowej płyty , która wyjdzie dopiero we wrześniu.
Zabrałko alkoholowej suidy lecz było to zrozumiałe . Portnoy odszedł a wraz z nim te teksty, któredotyczyły właśnie jego choroby.
Po koncercie gitarzysta Amplifieru zagadywał do ludzi i rozdawał darmowe sample ich muzyki.
Sklep Dreamów był nieziemsko drogi , więc odpuściłem.
Po wyjściu ze spodka miły amerykanin z akcentem bliżej nieokreślonym pytał " du ju łont som tiśiu" Koleś był producentem koszulek A dreami sprzedawali je drożej.Kupiłem za cale 40 zł koszulkę z najnowszej płyty z kalendarium europejskiej trasy na tyle koszulki.
Spałęm u znajomych ,a dojazd do nich był równe ciekawy. Zamiast po tramwaju iśc 10 minut , ja szedłęm godznę fundując sobe krajowznawczą wycieczkę po działkach nocą:D
To tyle, jestem szczęśliwy.