odnosię się do mojej optymistycznej notki z moimi nowymi poglądami na diete..
ja siebie naprawdę akceptuje(no doobra, staram sięxd) ale ludzie tak cholernie podziwiają wystające kości, chudość..
mnie chudość nie kręci, wystające żebra, fajnie jak widać troszkę kości biodrowych, ale wydaję mi się,
że większość z tych wszystkich odchudzających się dziewczyn myli piękno z anoreksją.
jak choroba może być dobra?! jak to, że przez cały dzień myślenie o jedzeniu, a raczej o niejedzeniu może być dobre?
mamy jedno życie i do od nas zależy jak je wykorzystamy.. pewnie, że możemy przez cały czas dążyć do tego, że jak
się położymy nasz pępek dotyka kręgosłupa.. ale po co? czy naprawdę jak ma się trochę więcej ciała(nie,nie nie mówie o grubych dziewczynach, mówie o szczupłych)nie można być PIĘKNYM?! wszystko się nam mysli chudość ze szczupłością, szczupłość z grubością, kości z pięknem.. myślę, że nie jestem gruba, ale wchodzę na fotobloga dziewczyny, która wygląda jak szkielet i martwi się tym, że zjadła cukierka... w takim razie ja powinnam dzisiaj się zabić bo zjadłam toffifi ;)
nie chcę nikogo obrażac.. po prostu czasem lubie trochę pofilozofować ;)<3
macie jakieś fajne fryzurki -> zdjęcia, linki?