Ludzie potrzebują symboli (...) Potrzebują znaków, żeby je ponieść ze sobą przez ciemność. Nie rozważnych słów, dociekań oraz powściągliwości.
Anna Brzezińska Letni deszcz. Sztylet.
Ciężko pisać recenzję ostatniego tomu cyklu, zwłaszcza, że pewnie większość z Was nie zna poprzednich. Ale spróbuję:
Mimo, że powieści Anny Brzezińskiej bez wątpienia nalezą do gatunku fantasy, to jednak postrzeganie ich przez pryzmat stereotypów z tym nurtem związanych jest dla autorki niezwykle krzywdzące. Są to bowiem powieśći przede wszystkim wymykające się sztampie. Na każdej możliwej płaszczyźnie.
Po pierwsze kreacja świata:
- Brzezińska robi to co w SF Dukaj. Wrzuca czytelnika w zupełnie obce i odległe universum. Bez słowa wyjaśnienia. Powoli i mozolnie z rzucanych nam gdzieniegdzie fragmentów tworzymy w miarę spójny obraz. Nie jest to łatwe, ale jakże satysfakcjonujące.
Po drugie fantastyczna "fauna":
- Żadnych elfów, krasnali, trolii i tego rodzaju tałatajstwa. Zamiast tego sorelki, szczuracy, sevri, prządki itp. Zmacznie bardziej swojskie i znacznie ciekawsze.
Po trzecie nawiązania:
- Jest ich trochę, ale są subteljniejsze niz gdzie indziej. Opierają się raczej na pewnych podobieństwach niz dosłownościach. Wiele krain na przykład, przypomina te znane z historii: Wilcze Jary przypominają Polskę XVII wieku, wyspy Zwajeckie północ okresu Wikingów, Skalmierz Wenecję, a Sinoborzę carską Rosję.
Po czwarte język:
- To polszczyzna wyśmienice imitująca język XVI w. Gdyby Rej pisał dziś, pisałby jak Brzezińska :) I jeszcze nazewnictwo, w którym autorka przeszła samą siebie. Jak pięknie brzmią imiona bogów np. Org Ondrellsen od Lodu, Zird Zekrun od Skalnych Robaków, Fea Flisson od Zarazy, Cion Ceren od Kostura itd. A z drugiej strony zupełnie "przyziemne" imiona ludzi: Twardokęsek, Koźlarz (to imię księcia!!), Zarzyczka, Wężymord.
A teraz słów parę o ostatnim tomie:
"Letni deszcz. Kielich" skończył się w chwilii największego triumfu Zirda. Jego najwierniejszy sługa Wężymord, rusza na czele pomorckiej armii by raz na zawsze zgładzić żalnicką rebelię. Zdaje się, że żaden z wodzów nie jest mu w stanie stawić czoła. Szarka otruta wodą ze żródła Ilv śpi gdzieś na dalekiej Północy, Zwajcy wraz z wiedźmą wyczekują śmierci na zapomnianej wyspie Przychytrza, Koźlarz za cenę utrzymania Szarki przy życiu, wyrzeka się człowieczeństwa i dołącza do widmowej kohorty Org Ondrellsena. A Twardokęsek ?? Szykuje grabież swojego życia... I właśnie wtedy zaczynają go nachodzić wyrzuty sumienia :)
Cóż mogę powiedzieć. "Sztylet" w 100% spełnił moje oczekiwania. Historia ma w sobie to co miały poprzednie tomy i jeszcze więcej. Przede wszystkim autorka przenosi ciężar narracji pośredniej na bohaterów trzecioplanowych i epizodycznych. Rozwiązanie bardzo odważne, ale sprawdziło się znakomicie. Zwłaszcza opis bitwy pod Rogobodźcem wypadł genialnie.
Poza tym cały czas miałem wrażenie, że słucham opowieści. Opowieści w stylu dawnych nordyckich sag o bogach i bohaterach. Genialnym przykładem wykorzystania tej konwencji jest opis pojedynku Koźlarza i Wężymorda. Co więcej autorka jasno daje do zrozumienia, ze opisywane wydarzenia przeją do historii Krain Wewnętrznego Morza. Mimo, że ma świadomość że zostaną one "wykoślawione" przez potomnych, to pokazuje również (w przeciwieństwie do Andrzeja Sapkowskiego) że owe upiększenia są po prostu niezbędne. To prawo jakim rządzą się legendy. A one są dla nas częstokroć ważniejsze od prawdy.
A jak się to wszystko skończy? Ani źle, ani dobrze. Po ludzku. Tak jak skończyć się powinno.
Nie znajduję w tej książce słabych punktów. Mogę żałować, że było trochę mało mojej ulubionej bohaterki - Zarzyczki vel Selveiin Pani Żmijów, ale zdaję sobie sprawę że tak być musiało. Odegrała swą rolę w Legendzie...
Suma sumarum - gorąco polecam. Oczywiście jeśli ktoś nie zna poprzednich tomów raczej nie ma możliwość żeby zrozumiał z tego cokolwiek...
P.S. "Mgła" na zdjęciu jest celowo :)