Obiecany wstęp do jednego z "Dillbertów" (już nie pamiętam konkretnego tytułu) jak najbardziej związany z postrzeganiem rzeczywistości:
"
Prawdopodobnie zauważyliście, że ludzkość dzieli się na osoby inteligentne i tępe. To rozróżnienie byłoby pożyteczne, gdyby dało się jakoś ocenić, do której grupy sami należymy. Skąd mam wiedzieć, czy jestem inteligentny czy tak głupi, że wydaje mi się, że jestem inteligentny? Trzeba przyjąć, że wszyscy czują się mniej więcej tak samo.
Zdecydowanie łatwiej jest ocenić, czy inni są tępi. Dobrym sprawdzianem jest ogłoszenie, że odkryło się specjalną ziołową kurację na brzydotę, otyłość, łysienie, impotencję, wypadanie włosów i zły los. Poinformuj rozmówców,
że trzeba jeść trawę i w myślach powtarzać specjalną mantrę "muuu".
Tępi osobnicy będą uważali, że masz wszelkie kwalifikacje, by udzielać porad medycznych, zwłaszcza gdy powiesz, że spróbowałeś czegoś sam i podziałało, albo, że widziałeś to w programie Oprah Winfrey. Następnie na czworaka udadzą się na najbliższy trawnik, by rozpocząć kurację. Osoby inteligentne zaś zapytają cię, jakie masz naukowe dowody na poparcie tej śmiesznej tezy. I tu zaczyna się najlepsza zabawa. Lubię pokierować rozmową mniej więcej
w ten sposób.
Osoba inteligentna: Jaki dowód masz na tę tezę?
Ja: Jaki masz dowód na cokolwiek, co jak ci się zdaje, wiesz?
Osoba inteligentna: Polegam na dowodach naukowych.
Ja: Ile badań na próbie losowej przeprowadziłeś?
Osoba inteligentna: Ani jednego, ale o nich czytałem.
Ja: Więc polegasz na dziennikarzach, których nie znasz,
piszących o badaniach, których do końca nie rozumiesz, prowadzonych częstokroć przez osoby gotowe cię zwieść z pobudek finansowych?
Osoba inteligentna: Zdemaskowałeś mnie jako hipokrytę i zaprzańca, idę na trawnik.
Ja: Znakomicie, uważaj na trawę pod drzewami, mamy tu psy.
Szczerze mówiąc, zazwyczaj aż tak dobrze się to nie kończy.
Na ogół rozmówcy bąkają coś o powtarzalnych wynikach eksperymentów, opiniach osób na forach internetowych i o tym, że nauka wprawdzie nie jest doskonała, ale jest lepsza niż zgadywanki, ble, ble, ble. A ja podkreślam,
że zawsze kończy się tym, że przyjmujemy za dobrą monetę coś, co wciska nam ktoś, kogo nie znamy. Wkrótce dochodzi do rękoczynów, fruwają okulary, płaczą dzieci. Chodzi o to, że nikt mnie nie zaprasza na przyjęcia
i nie rozumiem dlaczego. "