Wyruszamy w Alpy celem jest masyw Hohe Wand 40 km od wiednia raj dla wspinaczy, sa tam tez via feraty różnej trudności. Rozbijamy sie na campingu Stallhaf .Jest to camp samoobsługowy, jest umywalka, toalety i prysznic w tipi bez drzwi, gniazdka do ładowania, kilka stolików. Płatne 12 euro za dobę. Jeśli nie ma akurat nikogo w biurze to zostawia się pieniadze i wypełnia kwit w specjalnej skrzynce. Wjazd do parku jest płatny w soboty i święta, po godzinie 19 nie ma juz w budce nikogo.Płacimy 9.30 euro
Przyjeżdzamy ok 16.00 i po rozbiciu namiotu idziemy od razu w góry bo pogoda ładna. Piękną drogą w lesie częściowo ubezpieczoną, aż dochodzimy do samej góry gdzie znajduje się platforma widokowa Skywalk. Widoki cudne na okoliczne góry. Schodzimy troche innym wariantem, a mianowicie feratą Frauenluckesteig, która prowadzi pionową drabinką we wnątrz góry. Noc jest dość zimna i mimo ,że jestem warstwowo ubrana marznę, ale kolejny poranek budzi nas słońcem. Ponieważ piękna pogoda chcemy zaatakować najtrudniejszą feratę w tym rejonie HTL trudnośc D/E. Do tej pory robiłam tylko do trudności B/C. Podchodzimy do miejsca , gdzie powinna się ona zaczynać ,ale zastajemy tam informacje , że jest nieczynna, można jedynie wejśc na ostatni odcinek. Idziemy więc tą droga co dnia poprzedniego do miejsca gdzie zaczyna się końcowy odcinek HTL. Poczatkowo idzie dość sprawnie , jednak niedługo okazuje się ,że to trudny , bardzo siłowy odcinek. Przechodze jeden z duszą na ramieniu i usiłuję przejść kolejny. Skała jest gładka, wyślizgana , nie ma gdzie nogi oprzeć trzeba polegać jedynie na sile rąk i szybko przepinać karabinki. Podejmuję dwie próby które zupełnie mnie osłabija, rozważam wycof. Chwile myśle , ręce okrutnie mnie bolą moge próbowac jeszcze kilka razy , może by sie udało , boję się jednak, że jak zupełnie osłabnę to nie będe miała siły na powrót. Decyduje ,że tym razem odpuszczam. Trekingowa drogą dochodzę na górę gdzie spotykam się z resztą moich towarzyszy. Dalej górą ok godziny przechodzimy do kolejnej feraty.
Następnego dnia jedziemy do pobliskiej wsi Flatz na krótką, położona w lesie feratę E60 klasy C i kończymy ja w schronisku z którego schodzimy leśną drogą na polankę , i postanawiamy zjeść obiad. Chłapaki jadą jeszcze na kolejną feratę a ja i Gosia wracamy na camp żeby poleżeć na słoneczku i trochę odpocząć.
W tym rejonie jestem już drugi raz i bardzo polecam , każdy znajdzie tam coś dla siebie nie tylko wspinacze. Pogoda bardzo dopisała i to najważniejsze , bo w czasie deszczu na mokrej ścianie raczej byśmy nic nie zrobili.
Miałam ochotę z Wami pojechać, ale bałam się, że będę Wam balastem, jako mało doświadczone ferratowo ;)
Jola