Sram wpisami jak pojebana. Nie może więc zabraknąć kolejnego gównianego wpisu. O czym dzisiaj? A tak! Nikt nie może mi wyjaśnić spraw dla mnie istotnych. Tyle pytań, TYLE. Mam tyle odwagi żeby je zadać. Za każdym razem ryzykuję, że coś stracę. I co? I GÓWNO. Nie ma! To nie istotne, to dziecinne, nie ważne, po co Ci to, już kiedyś mówiłem, nie będę się tłumaczyć, w sumie to jesteś fajna, ale tak naprawdę to chujowa. Tyle się dowiedzieć. Szkoda, że nadal nic nie wiedzieć. I weź tu człowieku się nie przejmuj, nie płacz, nie myśl. Nie da się. Nie umiem. Próbuję i nic. Zna ktoś jakieś lekarstwo? Złoty środek, żeby nadal czuć radość nie czując bólu? Hm, nope. I zadaję sobie to pytanie od początku. Od pierwszych potknięć. Od początku tego śmiesznego bloga. Dlaczego nie wrzucisz na luz? Nie odetniesz się od tego? To już przeszłość dziewczyno, a Ty ciągle rozgrzebujesz stare rany! Weź ogarnij dupę! ... Niestety. Jestem niereformowalna. Ale mimo wszystko. Mimo całego gnoju. I tak mnie wszyscy lubicie. LUBICIE. LUBCIE SIĘ SAMI. Prawdziwi przyjaciele, Ci którym narpawdę ufam wiedzą o tym. Ale przecież! Jest sama zasrana rzeczywistość. Co to był za tekst z filmu, który dziś oglądałam? "To było jak bajka, ale odeszła. Obudziłem się i pozostała zimna rzeczywistość. Dlaczego więc się obudziłeś?" Też chciałabym zasnąć. Zasnąć kamiennym snem, na zawsze, na wieki wieków, aż do końca tego chujowego świata. Wyrzucić z głowy kłamstwa, nadzieje, żal, przywiązanie. Żeby została sama spaczona psychika, która kreowałaby niesamowite obrazy. I tak byłoby najlepiej. Niestety, przyszło mi żyć w świecie, gdzie średnia długość życia wynosi 70 lat, trzeba harować żeby móc mieć przyjemność z życia, jednocześnie pozbywając się tej przyjemność przez brak czasu, bo praca. Jedyne o czym można myśleć to hajs, nauka i ogarnianie własnej dupy. Jedyne dla czego warto istnieć to złudzenie ideałów, wypaczone idee i brud ulic. Dla mnie nawet w muzyce nie ma już ucieczki. W żadnych ramionach nie znajduję tego ciepła, którego potrzebuję. Żadne poklepanie po główce nie daje mi nic więcej poza ironicznym uśmieszkiem. Żadne wzniosłe słowa i rady nie uspokajają mojej roztrzęsionej psychiki. Wszystko, co miało dla mnie wartość w przeszłości teraz blaknie i staje się bezwartościowe. Tak, ciągle mi zależy, ciągle myślę, ciągle jestem przywiązania, ale jednak pomaga mi to tylko doraźnie. Na dłuższą metę i tak wszystko się wali. I tak się będzie jebało i jebało, aż się sypnie, a ja zrobię głupotę, której będę żałować do końca życia, o ile ją przeżyję. I jestem w pełni świadoma wszystkich bzdur jakie sobie wmówiłam i wmawiam. Tak samo jak jestem świadoma tego, że pomimo chęci pozostaję bierna i nie działam tak jak powinnam naprawdę. Gdzie w tym całym bagnie miejsce na wzniosłą duszę, porywy serca, złote myśli i inne takie? Ja nie widzę nawet tego wątłego płomyczka, który zwykle prowadzi przez mgłę. I tkwię tu sobie z zapasem przyjaciół, znajomych, kumpli, pogrzebanych miłości i świeżych zauroczeń. I nie radzę sobie, gubię się, potykam. I mam dobrych rad na pęczki, rączek do trzymania mnóstwo. A jednak to nie wszystko. Czuję się jakbym połamała nóżki na tym całym pieprzonym asfalcie. Żadna rączka nie utrzyma i nie poprowadzi kogoś, kto nie może chodzić. I JAK TU ŻYĆ PANIE PREMIERZE? JAK ŻYĆ? Wylewam grafomańskie żale na podrzędnej stronce dla gimnazjalistek, nie mam na nic ochoty, boli mnie kość ogonowa, smarkam w chusteczkę i zastanawiam się do czego ja się doprowadziłam. Jak bardzo gówniane mam życie, jak bardzo wiele tracę. I dochodzimy do potwierdzenia tezy: wpis jest gówniany, życie jest gówniane, świat jest gówniany, wszystko się kręci wokół gówna, a spłuczka nie działa. TYLE. TYLE, PROSZĘ PAŃSTWA.