No, przed moją absencją w pracy udało mi się zamknąć sprawę Blacky'ego. Wczoraj poganiał ze stadem na padoku, potem już w siodle z Narcyzem na round-penie, a następnie wzięliśmy ich na halę. Ja wsiadłam na Blacky'ego w siodle, a Daga, jako, że ten etap mają już za sobą i był czas na następny - na oklep. Konie nas zadziwiły. Chodziły grzecznie i bez wymysłów. Narcyz to już w ogóle, jak stary wyjadacz, nawet się obijał :P Blacky początkowo okropnie chciał się pozbyć wędzidła, ale gdy je dokładnie dopasowałam było lepiej. Trochę się chował, ale na łydkę reagował ładnie. Żadnego brykania, ani z siodłem na round penie, ani pode mną. Hehe, biedak, w sumie to się nie dziwię, kto by chciał podrzucać tyle żywego mięcha w górę :P Po kilku okrążeniech w stępie, potem w kłusie, na obie strony, zeszłyśmy z rumaków i pozwoliłyśmy im na wytarzanie się. Uch, ale było... czadowo. Blacky kładł się chyba z 5 razy :D Zdjęć nie mam, skleroza, nie wzięłam aparatu, a i w ferworze jazdy pomyślałam o nich, jak już było po tarzaniu ;)
Dzisiejsze zajęcia widać na zdjęciach. Właściwie ich wycinek, bo Narcyz stoi. Ktoś musiał zrobić zdjęcia dokumnentacyjne :D Na round penie obydwaj poganiali, z naciskiem na bieganie jeden ZA drugim, a nie OBOK. Pfff. Żaden nie chciał być ten drugi ;) No, ale się udało, wtedy je przyjęliśmy, mały Robertsik i na halę. Obaj na oklep. I super. Na wędzidło nie było żadnej reakcji, zaakceptował bez oporów. Aj, jaki on mięciutki. Sama przyjemność. W kłusie również. Miękko skubany nosi. Czego nie można powiedzieć o Narcysiu :P Ale, jak to Daga powiedziała, da się przyzwyczaić. W końcu Lexus do miękkich też nie należał ;) Potem chłopcy postali przy koniowiązie. Bez zarzutu. Na koniec Narcyz poszedł na pierwsze zajęcia pod hipo. Sprawił się znakomicie, grzecznie podążając za Harym. No, może mógł mniej za nim ciągnąć, ale ciiii, to się wytnie. Zobaczył na czym pic polega i następnym razem powinno być jeszcze lepiej. Albo będzie szedł pierwszy ;)
Pracowity dzień dopełniło umycie przez Dagę ogonów Platka i Narcyza, a ja wpadłam na genialny pomysł takiego połączenia szlaucha, żeby wyeliminować zalewanie. I udało się, już nie cieknie :D