Od dawna wyczekiwany wyjazd na grzyby w końcu się powiódł. I to z nawiązką :D
Zanim dotarliśmy do lasu już mogliśmy być świadkami rzadko widzianego elementu z życia motyli. Efektowne zaloty, zakończone punktem kulminacyjnym zostały nagrane ku pamięci potomnych :P Kolejnym, jeszcze bardziej ekscytujacym momentem było spotkanie na drodze wygrzewającej się w słońcu żmiji zygzakowatej. Ona równiez została sfilmowana i obfotografowana ze wszystkich stron :) Potem było już spokojnie. Pierwszego grzybka, podgrzybka, znalazłam ja, ale Karol już po kilku minutach pobił mnie znajdując piękne dwa czerwone kozaczki. Dalej już poszło. W międzyczasie natknęliśmy się na prawdziwy łan borówki. Jeszcze nigdy jej nie zbieraliśmy, a przecież dżem z borówki to najwyszukańszy dodatek do dań mięsnych :) Przy okazji, jako, że rosły koło siebie nazbierałam równiez czarnych jagód, ot taką garstkę, do lodów. I znowu natrafiliśmy na łan, ale tym razem grzybowy. Dookoła nas rosły niemki, fajne i smaczne grzyby, których zbieranie jest przyjemnoscią. O ile nie mają robaków :P Na koniec, już wracając, natknęliśmy się na dojrzewające w pełnym słońcu jeżyny. Ich też nazbierałam garstkę, do wspomnianych wcześniej lodów ;)
Przynieśliśmy do domku te dary lasu i aż mi się micha cieszyła na ich widok. A jak potem smakowały lody? Mmmm... pycha! :)