z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że zagubiłam się gdzieś pomiędzy miłością, a nienawiścią
nie wiem, nie pamiętam jak smakuje szczęście
tkwie w czymś zupełnie niszczącym mnie, tkwie w uczuciu, którym Cię darzę, a moje próby powrotu do normalności mijają się z celem
nie potrafię Cię zapomnieć - to zupełnie tak samo jakbym wyrwała sobie kawałek serca i próbowała żyć jak gdyby nigdy nic
walczę z moją największą chorobą, którą jest miłość do Ciebie i choć wzbraniam się przed tym, wmawiam sobie i wszystkim dookoła, że przecież czas leczy rany - z Ciebie wyleczyć się nie potrafię
staje się coraz bardziej toksyczna, a blizny - mimo, że już dawno sie zagoily - są i już na zawsze będą
łudzę się, że końcu obudze się, wyrwe z tego koszmaru, którym jest rzeczywistość bez Ciebie
jesteś moim największym uzależnieniem i choć naprawdę życie bez powietrza było by dużo gorsze, niż życie bez Ciebie - wiem, że nie jest mi pisane szczęście z kimś innym
a jak jest z Tobą?
żyjesz, masz się świetnie?
jesteś szczęśliwy?
bo to właśnie na Twoim szczęściu najbardziej mi zależy
ciśnienie zeszło, no cóż - minęło pół roku
6 miesięcy, 182 dni
potrafisz ze mną normalnie porozmawiać, a ja potrafię idealnie odegrać to, że mi nie zależy
i mimo tego, że znam Cię na wylot - nie potrafię rozgryźć tego, co masz w głowie
i w ogóle to brak mi już słów, które by mogły opisać moje emocjonalne huśtawki i pustkę w sercu, którą wypełnić jest w stanie tylko Twoja obecność
tak bardzo ciągniesz mnie w dół...