Aby nie starać się o serbską wizę pobytową musiałam wybrać się do Chorwacji przed upływem 90 dni od przyjazdu. Towarzyszyli mi oczywiście pani Agata i pan Bojan. Udając turystów poszliśmy spacerem w kierunku granicy nie spodziewając się, że czeka nas łącznie około 6 km marszu do najbliższej miejcowości o niewiele mówiącej nazwie Ilok. Oczywiście nie mieliśmy przy sobie chorwackich kun, bo po co. Wspaniałomyślna pani Agata wyciągnęła jednak te zwierzaki z bankomatu. Wypiliśmy kawę i rozpuszczalną witaminą C (wszystko oczywiście do nabycia w knajpie) i nie weszliśmy na jedyną atrakcję okolicy - twierdzę ani nie zobaczyliśmy nic ciekawego. Gdy wracaliśmy celnik i tak stwierdził - a wy to tylko po pieczątkę, nie?
PS. Żartowałam, widzieliśmy cudowny pejzaż z Dunajem w tle i kawałek Slawonii, zachęcający by wrócić do Chorwacji raz jeszcze.