A kiedy zakończyła się burza oklasków i kurtyna poszła w górę - scena była pusta. Nawet życzliwy śmiech publiczności nie dobiegł aktora na czas, by odciąc linę, przystawic krzesło i pomóc mu zejśc klepiąc po plecach i nie zwracając uwagi na jego zakłopotanie.
Dopiero, gdy zamknięto drzwi za ostatnim gościem teatru, portierka pozwoliła sobie na kilka gorzkich łez spływających do kawy, bo wiedziała, że czego nie zdąrzyło się powiedziec za życia, tego nie warto mówic po smierci.
Na scenie powoli osiadał kurz, od tej chwili nigdy już nie mącony przez nikogo.