Było, ale tylko podobne.
Szkoła. Szkoła. Szkoła.
Po pierwszym dniu mam już dosyć. I jak patrzę na to całe liceum to mi się podnosi. w nocy zasnąć nie mogłam. Do 0:30 robilam lajt lekcje, śmiałam się. Do ok 1 pisałam smsy, aż ktos mi napisał dobranoc. Chciałam zasnąć - nie moglam. Wtopiłam sie w muzykę, zjadłam jakiś jagurt, pochodziłam po domu, nawet nastawiłam sobie budzik na 5.06 z checia poczuczenia się na niemiecki. O 3.30 przestawiłam alarm na 4 i co 5 minut sprawdzałam ile do tej minut mi jeszcze zostało. Kiedy wybiła 4 wymęczyłam się z smsem a w trakcie wysyłania dostalam owego o treści "Kocham Cię :*". I znowu smiac mi sie zachciało. Potem znowu nastawiłam budzik na 5.06 i znowu pochodziłam troszeczkę po domu. Potem liczyłam barany z nadzieją, że może zasnę. na nic to sie zdało. Kiedy wybiła godzina 5, postanowiłam poleżeć dłużej i przestawiłam budzik na 5.20, a potem na 5.45. Kiedy już mi coś zadzwoniło stwierdziłam, że będę fajna i pierwszy raz spakowałam się przed godziną 7, a było to ok 5.54. Oczywiście niemieckiego i tak nie ruszyłam. A na moj autobus o 7.10 prawie bym się spóźniała. Morał dla mnie jest taki, ze lepiej spać, spać i spać i obudzic się 20 minut przed autobusem, bo to doda takiego powera, że rach ciach ciach zdążę ;P