Mam natretne myśli o ludziach, o ciałach.
Zawsze mnie inni brzydzili, sama myśl o bliskości budziła we mnie nieswoje uczucie niechęci. Coś się zmienia, moze staje się człowiekiem, może dwa lata leczenia przynosi mi spokój i niweluje głupie bariery.
Śniło mi się wczoraj dziecko, moje własne. Mega ciężki sen, obudziłam się z ogromnym poczuciem pustki i cały dzień nie mogłam przestać myśleć o wymyślonym dziecku.
Ciekawe, bo bardzo nie chciałabym mieć dzieci. Przynajmniej nie chciałabym mieć swoich i nie w najbliższych 20 latach (:
Oprócz tego uruchomił mi się nowy lęk związany z posiadaniem własnego mieszkania. Po pierwsze- Gdańsk. Nie lubię tego miasta, dlaczego akurat tutaj musiałam znaleźć swoje wymarzone gniazdo?
Po drugie- Co jeśli będę musiała wrócić do gastro? Co jeśli będę chciała rzucić pracę na jakiś czas?
Co jeśli zachoruje?
Po trzecie- co jeśli stanę się terytorialna bardziej niż jestem? Nie chce być domowym nazi, ale jest to możliwe. Za bardzo kocham swoją przestrzeń, a nigdy jej nie miałam.
Dorastając dzieliłam pokój z 3 rodzeństwa, później dzieliła' pokój w internacie z 4 współlokatorkami, jak tylko zamieszkałam sama i zaczęłam czuć że mogę w jakimś stopniu udekorować mieszkanie dla siebie, w moim stylu- wtedy zaczęło mi odwalać.
Teraz mieszkam z Adamem- w jego mieszkaniu. "Naszym" mieszkaniu i mimo że na początku miałam mocny strzał dbania, urządzania, przestawiania, wydawania majątku na upiększanie po mojemu zawsze musiałam brać pod uwagę zdanie Adama, a z tym jednak nie mamy 100% zgodności. Poza tym już raz się wyprowadzałam, od tamtej pory wyczilowałam bo "nasze" jeszcze bardziej w mojej głowie oznacza "tymczasowo nasze".
Więc o co mi chodzi?
Chodzi o to, że od momentu obejrzenia tego mieszkania nie mogę przestać o nim myśleć. Odświeżyłam sobie zasady projektowania, zrobiłam pomiary i zaprojektowałam każde pomieszczenie. Wybrałam kolory farb, podłogi, płytki, sprzęty. Non stop przeglądam meble, inapiracje. Wczoraj zaczęłam projektować fronty szafek. To nie jest do końca zdrowe i wiem że jest duża szansa że (jeśli się wszystko uda) przeniesiemy się do niego oboje. Wtedy "nasze" zamieni się w "moje" i "jego". Wtedy Skarpety na podłodze staną się powodem do złości, zostawianie śmieci w salonie lub przypadkowe zachlapanie ścian zacznie irytować bardziej niż teraz- bo MOJA przestrzeń. Nie chcę tego i będę się starała ogarnąć dupę, ale obawa pozostaje.