święta... musze robić świąteczne potrawy... i mam tego kurwa dość... matka sobie ubzdurała że zrobi min. rybe po gerecku... znaczy ja mam zrobić.więc wziałam sie za smarzenie tej ryby... i uświadomiłam sobie żeta ryba kiedyś żyła, może i w malutkim stawie rynym, może i była z góry przeznaczonana ludzkie stoły... ale żyła.
była sobie rybka, miała swoją malutką rodzinę, walczyła o swoje malutkie terytorium w małym stawie. żyła... a tu nagle przychodzą swięta i wyławiają naszą rybkę. najpierw sie dusi wyjęta z wody a potem "litościwie" kończą jej cierpienia. i naszej rybki już nie ma. już niewidzi tego że ktoś jej rozpłata brzuch, tytalając wselkie wnętrzności do kosza. nie widzi jak ją "czyszczą" z łusek ipłetw. wkocu pozostałość z rybki zamrażają i wysyłają do sklepu a z tamtą do domów na wigilijny stół. bywa też że nasza rybka jeszcze żywa trafia do sklepu gdzie w malutkiej wannie przez długi czas męczy sie z liczną kompanią takich rybek...
jakie to ludzkie....
ludzkość... tfu... wstyd mi za to że jestem człowiekiem.
nie jadałam mięs zrierząt aleoddziś nie będe jadła nic co było kiedyś żywe, lub żywe mogło sie stać.
gdyby mógłsie staćcud, chciałabym żeby wszystkie istoty na świecie nie znały i nie poznały smaku mięsa. żeby wszystcy pozywiali sie roślinami... ale tak sie nigdy nie stanie...
i znalazłam cel w życiu. nie zabije sie. będe żyć i stane sie kimś ważnym i doprowadze do zagłady ludzkości. o tak.
wesiłych świąt, tfu, ludzkości. i szczęśliwego nowego roku, oby to był ostatni!