Chyba już czas... Uniosła chudy zad i na drżących łapach postąpiła kilka kroków naprzód. Zwykła brać Haru na dłuższe wędrówki, jednakże chyba zanadto przypominałby jej psią krainę... Tak czy siak - gdyby chciał, to ją znajdzie. Zdawać by się mogło, że szkarłatne ślepia zaszkliły się na moment. Nic bardziej mylnego - Bezimienna nie pomna była pamiętać łez choćby i z dzieciństwa. Pysk, który próbował przybrać wyraz tak nieprzystępny, na jaki tylko było go stać, ustąpił miejsca subtelnemu uśmiechowi. Jadowite ślepia błyszczały podejrzaną wesołością. Nie były to oczy piękne, nie były to oczy miłe. To były oczy, które wiedzą, jak toczy się życie i jak je innym uprzykrzyć. A jednak, gdyby głęboko w nie spojrzeć, czaiła się tam jakaś nuta wzruszenia, doza melancholii...
Ruszyła przed siebie. Powolne kroki stopniowo przemieniały się w marsz, później w bieg. W końcu puściła się pędem, nie oglądając się za siebie.
Nie można było zrobić nic, tylko patrzeć, jak znika na horyzoncie. Niosła ze sobą tyle cierpienia, że aż nim promieniowała. Ot, natura Zazdrości - nie można było przed nią uciec, ciągnie się za daną personą, zostawiając niekończące się pasmo udręk. Bezimienna zrobiła w tej krainie już wszystko, co mogła. Nie mogła umrzeć, ale musiała zrobić miejsce innym. I choć niektórych jej odejście mogło zaboleć...
Na najpiękniejsze miejsca też spadają bomby.
Za każdym razem kiedy to czytam, łzy same napływają mi do oczu. Um. :<