Ogarniajaca pustka, straszna cisza i samotnosc... to wszystko przytlacza mnie z coraz wieksza moca. Nie ma nikogo. Nikt nie zostal, nikt nie przyszedl. Kolejny dzien w czterech pustych scianach. Brak checi na cokolwiek, miazdzy mnie samotnosc. Wdziera sie juz nawet do mojego serca, ktore cierpi bardziej niz moja dusza. Czym zasluzylam sobie na taka obojetnosc co do mojej osoby? Dlaczego, nie macie czasu, nie potraficie porozmawiac ze mna tak, jak kiedys? Bo macie lepsze zajecia, ciekawsze osoby do flirtu, rozmowy, zartow... przypomnicie sobie o mnie wtedy, kiedy was cos zaboli, a teraz liczy sie tylko wasze szczescie i dobro... Zycze wam wszystkiego dobrego.. beze mnie. Odcinam sie i nie ma ratunku na odbudowe relacji. Odejdz. Zostaw mnie w spokoju. Bez was tez naucze sie zyc.
Powtorze notke z 9 czerwca:
'Człowiek kocha albo nie kocha, i żadna siła na świecie nie ma na to wpływu. Możemy udawać, że nie kochamy. Możemy przywyknąć do drugiej osoby. Możemy przeżyć całe życie w przyjaźni i wzajemnym zrozumieniu, założyć rodzinę, kochać się każdej nocy i każdej nocy mieć orgazm, a mimo to czuć wokół żałosną pustkę, wiedzieć, że czegoś ważnego brakuje.'