Boję się snów rozczochranych
przycupniętych na każdym zakręcie
śliniących się w cieniu
na opuszczoną powiekę
strach mnie przenika
na myśl o szponach ostrych
co życie senne nagminnie
rwą na drobne kawałki
Tylko na cud liczę
wspaniały łopt skrzydeł
nieznajomego anioła
co duszę w końcu wyzwoli
Lecz teraz w kamień zaklęty
ze łzami w oczach
doświadczam przekleństw
co umysł wodzą na pokuszenie.