Wspaniały tydzień, świetni ludzie, Sopot, jak zwykle, kochany. Na pewno wrócę tam w przyszłym roku.
Wyjazd po części wyszedł spontanicznie, ale udał się w 100%. Na początku wahałam się by przeznaczyć niemalże wszystkie swoje oszczędności na jeden z najbardziej obleganych festivali w tej części Europy. Bezsprzecznie - opłaciło się! Mimo, że line-up (jak uważałam wybierając się do Gdyni) nie trafiał do mnie zbytnio. Koncerty: Metronomy, Foals, MGMT, Pusha T, Lykke Li, Rudimental, Banks, Darkside, Foster The People i wiele innych na dłuuugo utkwiły w mej pamięci. Wbił mnie w ziemię występ Jamie XX na scenie Beat Stage. Po 2godzinnej (jak to nazywają moi znajomi) łupance czułam się tak, jakbym została porażona prądem. Set był spójny, ciekawy, technicznie perfekcyjny, a sam Jamie XX tak przystojny, że do tej pory trudno mi uwierzyć, że słyszałam to na własne uszy. Nie zrozumieją mojej ekscytacji osoby, które po prostu na tego rodzaju muzyce się nie znają. W moim mniemaniu równie trudno nauczyć się grać na gitarze, co być obytym z tego rodzaju sprzętem. Wierzcie mi, próbowałam obu tych rzeczy. Każdy dzień festivalowy kończył się wódeczką na plaży. Zdjęcie zrobione zostało o 6 rano tuż przed molem sopockim. Mogłabym opowiadać w nieskończoność, ale po co. Pozostały tylko piękne wspomnienia.