Wszystko utrudniasz, wszystko próbujesz zniszczyć, świadomie z satysfakcją podkładasz mi kłody pod nogi.
Napluj mi w twarz, pokaż jak mną gardzisz, jak się nie liczę później zgnieć w jednej dłoni i zabierz wszystko to co mam najcenniejsze.
Dawkujesz mi siebie
Jak lek na przetrwanie rozłąki i westchnień
Już nie mam Cię prawie bo giniesz
I boisz się dotknąć, dotykasz ze wstrętem
Rozrasta się we mnie, aż pęknę, aż pęknę.