Zauważyłam, że kolejną rzeczą, która mnie drażni jest reklama. Taka, w której przedstawiony jest model rodzinki idealnej, obowiązkowo z zaradną i przebojową matką, przystojnym, zapatrzonym w nią ojcem i dziećmi ( najlepiej parka ) , beztroskimi i szczęśliwymi. Ewentualnie pies, z rolą bliską roli dzieci.
Niemniej irytująca jest rola matki - kury domowej, zachwycona nową zupą w proszku, miotającej sie przy garach i całującą zmęczonego po pracy mężusia.
"Newsweek" miał rację - oburzamy się, gdy w reklamie widzimy zbyt dużo erotyki, przemocy ( co nie twierdzę, że nie jest idiotyczne - goła bździągwa to chyba najbardziej prymitywna i żałosna forma zachęty ) , a nie zauważamy jak na przykładzie owej kury domowej utwardzają w nas niesprawiedliwy podział ról kobiet i mężczyzn.
Istnieje coś takiego jak ewolucja reklamy ? Jeśli tak, to zatrzymała się ona w bardzo początkowym stadium.
Nie wspomnę już o ilości reklam, bo to wyrazić mogę w tylko w niezbyt przyzwoitych słowach ... zaznaczam tylko, że maksymalny czas reklam w godzinie wynosi 12 minut . Czy ktos w to, do jasnej cholery, wierzy?!
Jestem złym odbiorcą. Zbuntowanym, niczym armia trzynastolatków, tudzież kilku starszych zawodników.
"The Ring" istnieje. Z każdej reklamy wyskoczyć może mała Samarka i zmusić do kupna kostki rosołowej czy proszku do prania. I tylko od nas zależy, czy aromat "którego nie możesz poczuć" będzie się śnił po nocach, czy umknie gdzieś w natłoku naprawdę istotnych spraw.
PS "Agenci NCIS" wracają. Jestem taaaaka szczęśliwa! ;)