Wchodzi na podwyższenie, poprawia włosy, niemiłosiernie wierci się pod ciężarem spojrzeń zebranych osób. Stresuje się, bawi kartką na której przed chwilą napisała tekst żałosnego przemówienia. Spogląda na lewą stronę, gdzie pierwszy rząd zajmują jej przyjaciele, nie pasujący do reszty. Wymachują wielkim transparentem z tekstem " Wierzymy w Ciebie ! " Wierzą w coś, co z góry jest skazane na niepowodzenie. Spogląda na pierwszy rząd prawej strony. Przedstawiciele Kagyu . 'Cholera' klnie w duchu. Przecież zamierzała do nich dołączyć, jednak po dzisiejszej kompromitacji chyba sobie daruje.
- Namaste. - jej głos drży, co przedmiot wymyślony tylko po to, by zrobiła z siebie idiotkę idealnie wyłapuje. Zauważa, że ludzie uśmiechają się do niej wykonując gest połączenia się z nią duchowego. Nerwowo próbuje wyprostować swoją kartkę z przemówieniem. Odczytuje pierwsze zdanie. Milknie. Zerka na lewą, na prawą stronę. Uśmiecha się. Bierze kartkę i na oczach wszystkich rozrywa ją na dziesiątki kawałeczków.
-Cześć Wszystkim. Jestem Wiktoria i mam 17 lat. Nie piję od.. - urywa. - ah, przepraszam. To nie ten wstęp. - na sali ludzie zaczynają się śmiać. Potem biją brawo. Jak zwykle ciepło ją przywitali. - Pomińmy może wstęp. W każdym bądź razie jak wiecie Tomek nie mógł się dziś pojawić, i jakimś irracjonalnym przypadkiem zostałam poinformowana o tym, że mam go zastąpić. Nie chcę nikogo oskarżać, ale wydaje mi się, że Ci dziwni ludzie, trzymający transparent maczali w tym palce. Każdy z was obecnych zmarnował pieniądze, które mogę wam zwrócić. Przemówienie, które przed chwilą podarłam pisałam jakieś - wyciąga telefon i zerka na niego. Dostrzega 8 wiadomości - 12 minut temu. Dopiero stojąc tu zdałam sobie sprawę, jak niedorzeczne będzie przeczytać tamtejsze bzdury. Wiem, że pewnie powinnam teraz przeprosić i zejść ze sceny, zapaść się pod ziemie. Ale poddawanie się nie leży w mojej naturze. No to tak..
Kończy jakieś pół godziny później. Spuszcza głowę ze wstydu, nie wiedząc co może znaczyć cisza panująca wśród zebranych. Wyłącza mikrofon. Nagle rozlegają się oklaski, a ludzie wstają by bić je na stojąco. Zamurowało ją. Czyżby to co mówiła przypadło im do gustu? Zauważa, że jej przyjaciele odwracają transparent i teraz może przeczytać słowa " Wiedzieliśmy, że sobie poradzisz ;)" . Uśmiecha się szeroko i lekko kłania publiczności. Schodzi z podwyższenia i na chwiejnych nogach przechodzi w stronę wyjścia. Po drodze da się słyszeć słowa ludzi " niesamowita była!" , " że też prędzej o niej nie słyszałam! " . Oklaski cichną dopiero wtedy, gdy drzwi za nią zamykają się. Bierze na uspokojenie trzy oddechy, gdyż z tego wszystkiego zaczyna się jej kręcić w głowie. Otwiera drzwi na zewnątrz i wychodzi. Poranek jest chłodny. Lekko mrży, co dobrze w sumie na nią wpływa. Deszcz działa nie tylko uspokajająco, ale i otrzeźwiająco. Opiera się o samochód jednego z przyjaciół. W końcu może oddychać normalnie. " Poradziłam sobie ! Wyszłam i byłam po prostu sobą, a ludziom sie to podobało!" myśli. Jest w końcu dumna sama z siebie. Nagle drzwi od budynku otwierają się. Wypadają jej przyjaciele. Ściskają ją z każdej strony. Podają trzy bukiety kwiatów. Przytulają dalej. Nagle ktoś z boku woła ją po imieniu. Rozgląda się i dostrzega swojego byłego przyjaciela.
- Mateusz.. Co Ty tu robisz? - pyta
- Chyba nie myślałaś, że nie przyjdę zobaczyć jak kolejny raz przezwyciężasz trudności i dostajesz to czego pragniesz? - uśmiecha się do niej, wyciąga zza pleców kwiaty. Wyciąga ramiona. Wiktoria uśmiecha się szeroko. Podbiega do niego i..
( Nagle wszystko znika. Znika budynek. Znikają ramiona Mateusza. Patrzy na swoje dłonie. Już nie trzyma kwiatów. Już nie czuje dotyku najważniejszych dla niej ludzi.
-cholera, nie teraz ! - mówi i zamyka oczy. Może znów uda się jej powrócić do tego snu ? Przeklęty budzik. Przeklęty sen. )