"weeeeeesele " - to chyba najpopularniejszy okrzyk z dnia wczorajszego .
jak było ? ZAjebiście. Padam na twarz, nogi mam spuchnięte i nie wiem gdzie jest moja ukochana branzoletka.
Ponad to zazdroszczę parze młodej. niesamowite to wszystko. ;)
Wgl, w pewnym momencie zobaczyłam jak na boisku za ogrodzeniem grają sobie chłopacy w kosza. I .. tuptup. W szpileczkach chwilę później grałam < bład.wróc. Kto kiedykolwiek widział jak gram, pewnie wie o co chodzi > stałam z nimi. Fajnie było. Na trampolinie też xD <lol2> sukienka + trampolina = masakra xD .
Michał zaproponował bym przyszła do nich wieczorem na pomost. Ponoć zawsze siedzą tam , grają na gitarze itd.
No to ja tuptup i doszłam do nich.
jeeeeeeej. Strasznie się wtedy rozmarzyłam . I okazało sie , że z Michałem łączy mnie ,psiamać, o wiele za dużo. jakos najbardziej utkwił mi ten fragment rozmowy :
M. : wierzysz w miłość ?
ja: dziś tak...
M.: A ogółem ?
ja: ogółem to miłośc tylko mnie krzywdziła...
jeeej. jak to sobie przypominam łzy znów stają mi w oczach . Pamietam jak moj towarzysz zamilk wtedyl i zaczął grać jakąś piosenkkę.. Potem nie wiadomo dlaczego, wypalił.
M: Nie jesteś zakochana.
ja: Dlaczego ?
M: Oczy Ci się nie świecą gdy czytasz tego smsa. Nie jesteś podekstytowana jeśli napisze a przede wszystkim, chodz to pewnie glupi powód , tylko dziś wierzysz w miłość .
ja: Zbyt długo dusiłam ją w sobie, żeby pozwolić sobie na jakies tam oczy. Poza tym wierze w nią. Tylko zwyczajnie omija mnie .
M: Nie omija, a błądzi .
<potem opowiedzial mi swoją piękną i bardzo smutną historię. Postanowiłam jednak jej nie przytoczyć > .Gdy przestal opowiadac,siedzielismy milcząc i sluchając tylko melodii jego gitary. nawet nie wiem dlaczego, ale popłakiwałam sobie. Wkońcu stwierdziłam, że musze iśc, bo zaraz są odczepiny .
poczłapałam i... złapałam welon. Kuźwa , jak na ironie. koło pierwszej wychodze na świeże powietrze i dostrzegam, że tym razem Michał jest sam. Bez reszty , bez gitary.
-Kiedy ślub? - pyta. - fajnie,że złapałaś ten welon.
-nie dobijaj mnie, proszę.
Potem idziemy sie przejsc . Dostrzegam księżyc i nagle coś do mnie dociera. Właśnie wtedy postanawiam, że to wszystko nie ma sensu. Opowiadam mojemu towarzyszowi o moim nowym planie. on tylko kręci z rezygnacją glową i mówi, że metoda klin klinem nie działa . I , ze mogę oszukać każdego, ale nie siebie. Gasi mój entuzjazm. Potrzebuje nowego zapewnienia , ze zrobie dobrze. Dzwonię do Adama , budząc go .
-Beznadzieja. - podsumuwuje Adam . - wracam do mojego snu. Kocham Cię .
- Nienawidzę Cię . - dorzucam.
-Zawsze to jakieś głębsze uczucie. - rozłącza się.
resztę chyba dopisze jutro. Bo dzis padam. w weekend spałam 4 godziny xDD
ksiądz : Nienawiść jest łatwa. Miłość jest trudniejsza. wymaga poświęceń i odwagi < - jedyne ładne zdanie ,, które wypowiedział. Reszta to totalna beznadzieja.
ps. sorry, nie chcialo mi sie obracac.