Jedno z tych nielicznych zdjęć, które mam z ostatniego czasu. Mój Jambo'l od pewnego świetnego człowieka, który niespodziewanie stał się moim oparciem, teraz, kiedy prawie wszystkie "krzesła"w moim zyciu uległy zniszczeniu.
Dopiero weszłam do domu, i przyznam , że pomimo zmęczenia czuję się świetnie.Rozmowa z takimi ludźmi jak oni napędza mnie do życia i daje nadzieję, że wszystko co złe -przeciez w końcu mija.
Wiecie co jest ciekawe, śmieszne i smutne zarazem? Fakt, iż ludzie są w stanie zrobić WSZYSTKO byleby wyjść na pokrzywdzonych. Od pewnego czasu nie mogę znieść tego jak wszyscy się nad sobą użalają, jak to narzekają , jak to udają wiecznie tych biednych, zranionych i cierpiących. Ja jego. Mając osiemnaście lat mieć podejście do swiata, życia i ludzi jak 80-latkowie.?
Ostatnio czytając raport z mojego Buddyjskiego spotkania przeczytałam : "Problem? To tylko granica umowna między rzeczywistością a obłędem. Problem sam w sobie nie istnieje. To my go tworzymy. Jeżeli teraz, w chwili obecnej czymś sie martwisz, coś Cie smuci to zastanów się przez chwilkę i sam sobie odpowiedz na jedno pyatnie. Czy mogę coś z tym zrobić? Jeżeli tak, to na co czekasz? Jeżeli nie, to odetnij się od tego. Stań od tego wyżej. Życie jest bardzo krótkie. I trwa dokładnie TERAZ, w tej chwili. Nalezy zaakceptować ból, pogodzić się z tym, że mamy uczucia i dlatego życie tak boli. " . Czytając to teraz, pomyślałam sobie jaaciee.. Ale fajne, mądre słowa. Ten koleś ma rację ! I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to moje słowa. Czemu tak często mówie ludziom o czymś, czego sama nie jestem w stanie zrobić?
edit : W ogóle śmiać mi się chce. Po raz pierwszy powiedziałam mamie prawde i... przyjeła to bez żadnych tekstów. A jej jedyne pytanie brzmiało, to "ile pieniędzy mam Ci dać byś mogła się wystroić?"
edit II : muszę mykać. Noc jest taka krótka, a tyle do zrobienia.
edit III : nie warto kochać..