Tak sobie myślę, że niektóre urywki ,,kiedyś'' zostaną ze mną do samego końca. I właśnie wtedy mi się przypomną, nabiorą kolorów i tymi półcieniami, kontrastami i przesyconą jasnością rozsadzą głowę. Rozbryzgają się o niebo, spadną z deszczem, a ktoś będzie łapał krople tego deszczu w otwarte usta, zachłystywał się szczęściem i chodził po kałużach odbijające czyste niebo bez słońca.
Mleczyk. Chyba pierwszy w tym sezonie.