Każdego dnia coraz bardziej się nienawidzę. Proszę. Zabij mnie. Po prostu mnie zabij bo dłużej tak nie potrafię. / Kiedy patrzę na to zdjęcie tęsknię do Sky.. Tak dawno jej nie używałam. Zadaję sobie pytanie czemu nadałam żyletce imię? Czemu nadałam jej imię oznaczające niebo? To wcale nie jest i nie było niebo. To była i jest tylko chwilowa ulga. Kara za własne czyny. Kara za to, że istnieję. Patrzę na swoje blizny i zastanawiam się dlaczego tak musiało się dziać. Dlaczego patrząc na takie zdjęcia i na swoje ciało pełne blizn zarówno jak tych cielesnych jak i w psychice musiałam to robić by pozbyć się bólu. Dlaczego muszę nadal to robić. Choć minął dopiero nie cały miesiąc od ostatnio razu. Szkoda, że nie potrafię wytrwać dłużej. Pamiętam, że ostatni raz miał być 6 października. Ale się nie udało. Codziennie z tym walczę. Walczę z pokusą zdjęcia ze ściany zegara i zabrania żyletki tam schowanej. Jedynego miejsca jakiego On nie przeszukał w moim pokoju by wyrzucić wszystkie inne pozostałe krwiożercze kawałki metalu. Walczę, by z tym skończyć. Ale boję się, że znów mi się nie uda. Że znów będę na siebie tak wściekła, że znów spróbuję wziąć te cholerne tabletki by skończyć ze sobą raz na zawsze. Ale jestem tchórzem. Już nie potrafię tak jak kiedyś tak po prostu odebrać sobie życia. Choć czasami chciałabym. Ale nie umiem. Wczorajszej nocy przyśniła mi się Ona. Taka piękna. Taka realna. Przeklinałam samą siebie kiedy obudziłam się i zrozumiałam, że to był tylko sen. Tak piękny. Tak szczęśliwy. A zarazem tak bolesny i okrutny. Tak smutny. Oddałabym wszystko, żeby okazał się rzeczywistością. A jednak na zawsze pozostanie on tylko pięknym snem. Tak bardzo nienawidzę siebie za to co zrobiłam. Prawda zmieniła się w kłamstwo. Teraźniejszość zamieniła się w przeszłość. W bolesne wspomnienie. I to wszystko przeze mnie. Jestem pieprzoną idiotką, która wszystko spieprzy gdy tylko czegoś się dotknie. Nie zasługuję na szczęście w jakiejkolwiek postaci. Nie zasługuję na nic innego niż ból, cierpienie i śmierć.