Droga Pani Murfy, chcę opowiedzieć Pani o Pani synu , o mojej z nim przyjaźni i o smutku jaki ogarnął moją żonę i mnie na wieść, że on nie żyje.
Miałem zaszczyt być jego przyjacielem od 1945r. oto jak do tego doszło. W czerwcu 1945 roku grupa sześciu lub siedmiu korespondentów wojennych wyruszyła samolotem z San Francisco na trzy miesięczną podróż po polach bitew na rejonie Pacyfiku. Wśród tych korespondentów byliśmy Ray i ja. Podczas inwazji na Borneo Ray i ja dopłynęliśmy do brzegu barką desantową, kryjąc się przed pociskami z moździerzy przebiegliśmy przez plażę. Z okopu pod pałacem gubernatora dostrzegliśmy wzgórze z którego mielibyśmy lepszy widok na to, co się dzieje. Gdy dotarliśmy na szczyt znaleźliśmy tam porzucone działko przeciwlotnicze, w pobliżu nie było żywej duszy. Próbowaliśmy znaleźć schronienie, gdy usłyszeliśmy zbliżających się żołnierzy, sądziliśmy, że to Japończycy. Kilka chwil później pojawił się groźnie wyglądający australijski oddział desantowy, przekonany, że idzie na spotkanie z wrogiem. Okazało się, że Ray i ja wyprzedziliśmy nasze wojska i niechcący zdobyliśmy wzgórze. Czwartego dnia kampanii, gdy bitwa była już praktycznie rozstrzygnięta nasza grupa postanowiła powrócić do Tali Tali. Tam udaliśmy się do głównego baraku na odpoczynek. Japończycy atakowali z baz lotniczych na Celebes i w baraku rozległ się alarm przeciwlotniczy. Mogło to tylko oznaczać, że z Celebes wystartowały japońskie bombowce. Leżałem na górnej pryczy, spojrzałem w dół, Ray leżał na podłodze między dwoma innymi mężczyznami, a na głowie miał hełm. Spojrzał na mnie i choć jego twarz była równie blada jak moja, uśmiechnął się i powiedział "żegnaj Trumbo". Nie umiem opisać, co wtedy poczułem. Może pomyślałem o moim synu, który miał wtedy cztery latka, a może o moim ojcu, który już nie żył. Z pewnością poczułem, że czyjś syn, nie mój, wybrał właśnie mnie i postanowił się ze mną pożegnać. Odpowiedziałem mu, wczuwając się w rolę jego ojca. Później okazało się, że w promieniu stu mil nie było ani jednego japońskiego bombowca, a alarm był pomyłką zdenerwowanej załogi. Lecz ten fakt w żaden sposób nie pomniejsza wagi tej chwili, ani miłości jaką poczułem do Pani syna. W trakcie naszego ostatniego spotkania, w chwili depresji, typowej dla młodych ludzi, którzy są wrażliwi i inteligentni ponad wiek, Ray powiedział mi, że chyba już w nic nie wierzy. Uważał się za cynika, choć oczywiście wcale nim nie był. Dzień lub dwa dni później, gdy przyniósł mi egzemplarz mojej powieści "Johnny poszedł na wojnę" żebym mu go podpisał, napisałem mu w dedykacji to, co myślałem o nim o i o jego przyszłości. Zadzwonił do mnie następnego dnia i powiedział "mam nadzieję, że zdołam spełnić te oczekiwania".
Powinienem był mu wtedy powiedzieć to, co teraz mogę powiedzieć, już tylko Pani, że on je spełnił...
Dalton Trumbo
Inni zdjęcia: Synuś nacka89cwa:) milionvoicesinmysoulSurowa pustynia bluebird11Na dobranoc Rusałka Admirał :) halinam*** coffeebean1Międzyzdroje milionvoicesinmysoulZ wczoraj KSIĘŻYC 76% 15.07.2025 xavekittyxSahara kładzie się spać bluebird11:* patrusia1991gdSikora modra slaw300