lubię udawać, że jest fajnie, że jest po mojemu, że mam kontrolę nad swoim życiem. lubię pokazywać to fałszywe szczęście i widzieć zazdrość na jeszcze bardziej fałszywych mordach. krzyczę głośno o miłości, bo tak naprawdę nie wiem już gdzie jest. nie pokazuje bólu, po co? przestałam chcieć współczucia, pocieszeń, klepania po ramieniu. dopiero w domu widzę, że znowu coś jest nie tak. boję się prawdy, boję się tej świadomości, że wszystko idzie w złym kierunku,a ja tego nie potrafię zatrzymać. co jeśli zawsze będzie już tak? tak nijak? ani dobrze, ani źle. po cichu się wypalę i nikt nie zobaczy wielkiego płomienia.
O B O J Ę T N O Ś Ć