W poniedziałek jeszcze nie miałam różowego tonera, który w ogóle się nie spiera z mych popalonych włosów.
Cytując pedalskie Miracle- Life couldn't get better.
Tak mówię ja. Wiecznie niezadowolony, kipiący agresją człowiek. Dwulicowa, bezduszna kreatura, hihi. <3
Life couldn't get better. Bo codziennie dostaję pozytywnego kopa od moich przyjaciół, których kocham ponad życie. Którzy nie są jakimiś posranymi szmatami z problemami, jak to nieraz bywało. Bardzo Wam dziękuję.
Do tego mam Wielką Gwiazdę Wszechświata i czternastu pozostałych, na których patrzę, gdy już nie wyrabiam z zapierdolem. Patrzę na tę bandę debili, którzy śpią po godzinę czy dwie, są katowani przez sektę SM, mają połamane kończyny i serca. Nie wstydzą się płakać paradoksalnie stając się przez to coraz silniejszymi psychicznie. Czasem dongsaeng musi kopnąć hyunga, by ten się ogarnął. Czasem przytulić. Mimo wszystkich przeciwności losu nadal idą do przodu, dając z siebie codziennie dwieście procent.
Patrzę na nich i mówię sobie "nie bądź żałosna", po czym cisnę setkę nieprzydatnych słówek z niemca czy zadania z matmy.
Czego więcej mi trzeba? Życie nie może być już lepsze.
Pozytywna energia, miłość i motywacja.