to był dziwny weekend
piątek -> kubryk pod pokładem, antywalentynki w pełni udane pomimo małego poślizgu czasowego.
sobota ->z jednej strony totalna porażka, a z drugiej uświadomienie sobie pewnych spraw i nowy punkt patrzenia na to wszystko.
niedziela -> wiadomo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój
niech świety walenty będzie przeklęty:))
przepraszam za męczenie dupska w sobotnie popołudnie ;*