No i nadeszła chwila prawdy. Umarł po latach picia, ciocia w szpitalu. Moja mama przeżywa, noc na pogotowiu, wyjazd, pogrzeb, sprawy majątkowe i formalne. Całe swoje życie teraz trzeba odsunąć. Egzamin za pasem, pracy nie napisałam, wolne w pracy. A o innych jakiś muszę zapomnieć. Na minimum tydzień. A do tego to 400 km dalej. Chce mi się wyć z bezsilności ale co to da? Zadaniowo do tego podejść i modlić się, by mama tylko jakoś się z tym pogodziła.
Żegnajcie ćwiczenia, dieto, spanko - na tydzień kolejny. Eh.