Jakieś tam.
Kiedyś nauczę się jeździć, ale jeszcze nie czas na takie ekscesy :P.
Jestem dzisiaj całkowicie nie do życia.
Zdycham, od tygodnia boli mnie głowa.
W szkole dzisiaj myślałam, że nie dożyję do tej 14.30. Babka od fizyki mnie wkurzyła.
Jedyny miły akcent dzisiaj to to, że wygrałam konkurs z biologii xd. Znienawidzą mnie za to xp.
Doszłyśmy z mamą do wniosku, że w szkole jest zdecydowanie za dużo przedmiotów... bo nawet gdybym nie miała ani jednej trójki i dwie szóstki to i tak nie wyciągnęłabym paska -.-. Więc stwierdziłam, że chrzanię ten angielski, po co mam się starać, skoro to mi nic nie da. Pewnie później będę sobie pluć w brodę, ale kit z tym. Z prezentacją nie dałam rady, za dużo tego wszystkiego.
Dobrze, że jutro na 10, zaraz obejrzę sobie z bratem Gwiezdne Wojny, a potem spaaaać . Fajnie by było obudzić się dopiero w piątek po południu.
Za miesiąc wakacje... W ogóle sobie tego nie wyobrażam. To już nie będzie to samo. Ale z drugiej strony jeszcze trochę i w tej szkole nie wyrobię! Właściwie to będzie dziwne... jak to, cały dzień teoretycznie-nic-nie-robienia? I tak przez 2 miesiące? Tyle czasu bez mojej klasy? Właściwie raj xd.
Chce mi się jeździć.