''Z ręką owiniętą ściereczką wybrałam numer komórki Edwarda.
-Bella?- Odebrał po pierwszym sygnale. W jego głosie słychać było nie tyle ulgę, co ogromną radość. W tle mruczał silnik Volvo- świetnie, był już w samochodzie.-Zostawiłaś telefon... Czy Jacob cię odwiózł?
-Tak, jestem w domu. Przyjedziesz po mnie?
-Będę za kilka minut. Czy coś się stało?
-Chcę żeby Carlisle obejrzał moją dłoń. Chyba trzeba ją nastawić.
W saloniku zapadła głucha cisza. Ciekawa byłam, kiedy Jacob wpadnie do kuchni. Uśmiechnęłam się złośliwie, wyobrażając sobie, jak nieswojo musi się czuć.
-Jak do tego doszło?- zapytał Edward wypranym z emocji głosem. Starał się nie wyciągać pochopnych wniosków.
-Uderzyłam Jacoba-wyjaśniłam.
-Ach, tak. No to dobrze.-Wydawał się być jeszcze bardziej zadowolony niż Charlie.- Szkoda tylko, że zrobiłaś przy tym sobie krzywdę.
-Szkoda tylko, że jemu nie zrobiłam przy tym krzywdy.
-Tym to ja już się zajmę- zaoferował się.
-Miałam nadzieję, że tak powiesz.
Zamilkł na chwilę.
-To do ciebie niepodobne-zauważyl ostrożnie.- Czym ci się naraził?
-Pocałował mnie!-pożaliłam się.
Silnik Volvo wyraźnie zwiększył obroty. hehehe
Z saloniku doszedł głos Charliego.
-Chyba powinieneś już sobie pójść.
-Zostanę jeszcze trochę, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Skoro ci śpieszno na cmentarz.
-Czy ten kundel jeszcze tam jest?-odezwał się wreszcie Edward.
-Tak.
-Już skręcam w waszą ulicę-oznajmił złowróżbnie.
Rozłączyłam się z uśmiechem. Jego auto było już za oknem. Zahamował z piskiem opon. Ruszyłam w kierunku wyjścia.
[...]
Edward przemówił do niego tonem tak łagodnym i uprzejmym, że, paradoksalnie, wypowiedziane w ten sposób słowa zabrzmiały jeszcze groźniej:
-Nie zabiję cię teraz, tylko dlatego, że Bella wpadłaby w rozpacz.
-W rozpacz?-zdziwiłam się.
Zerknął na mnie z uśmiechem i pogłaskał mnie po policzku.
-Może nie dziś-powiedział-ale jutro rano...
Znów zwrócił się do Jacoba.
-Ale jeśli jeszcze raz kiedykolwiek dostarczysz ją do domu kontuzjowaną- i wszystko mi jedno, czyja to będzie wina: czy po prostu się potknie, czy spadnie na nią meteoryt- jeśli jeszcze raz przywieziesz ją w gorszym stanie niż ten, w jakim do ciebie pojechała, to przyżekam, że już następnego dnia będziesz biegał po lesie na trzech łapach. Rozumiesz mnie, kundlu?
Jacob wzniósł oczy ku niebu.
-Akurat tam jeszcze pojadę-mruknęłam.
-A jeśli jeszcze raz ją pocałujesz-ciągnął Edward- to, gdy tylko się o tym dowiem, złamie ci w jej imieniu szczękę.
-Co, jeśli sama będzie tego chciała?-spytał Jacob arogancko.
-Ha!-prychnęłam.
Edward miał już gotową odpowiedź:
-Jeśli zrobi to z własnej woli, nie będę miał prawa się wtrącać. Tylko jedna mała rada: zaczekaj, aż cię sama o to poprosi, bo z odczytywaniem mowy ciała nie jest chyba u ciebie najlepiej."