Właśnie skończyłam oglądać bajkę pt.: "Strażnicy marzeń". Bardzo polecam. Pomimo, iż główny bohater z wyglądu przypomina ciotę, to ma w sobie coś takiego, że jest nieopisanie pociągający. Tak, wiem, że to film animowany... Martwi mnie jeden fakt. Chyba zbytnio utożsamiłam się z nim na początku. Tak bardzo przypomina teraz mnie... Bajka sama w sobie jest cudowna. Nawet temat nie jest aż tak oklepany jakby mogło się wydawać. Dobra, może i jest wiele filmów opowiadających o tym jak to dziecięca wiara w Św. Mikołaja czy Wielkanocnego Zajączka uratowała święta, jednak jeszcze żaden nie był zrobiony w ten sposób. Może tylko ja tak uważam, jednak ten film animowany zauroczył mnie do tego stopnia, że przy najbliższej okazji obejrzę go po raz wtóry.
To smutne, że tak łatwo można zniszczyć zaufanie. To smutne, że to, co wydaje się trwałe, kończy się w ułamku sekundy. To smutne, że coraz częściej zawodzimy się na tych, którym ufamy. Naprawdę zaczęłam wierzyć, że to ze mną jest coś nie tak.
Od następnego wpisu, blog ten będzie poświęcony tylko i wyłącznie opisom mojej pracy z Nubirą.
(22.02.2014 - pierwsza pełna oklepowa jazda)