To normalne, że źle mi z tym, że zaraz święta? Pomijając już nawet fakt, że 'nie czuję tej magii', bo patrząc na to te wszystkie dzieci to żadne z nich nie czuje świąt odkąd znalazło się w magicznym gimnazjalnym wieku. Bardziej chodzi o to, że chyba za czymś tam tęsknię. Zauważyłam to dziś, jak bawiłam się w kopciuszka i myłam lustro w łazience. Z łatwością dosięgałam ręką do górnej krawędzi, którą miałam prawie na wysokości oczu. I nagle przypomniałam sobie, jak jeszcze kilka lat temu wołałam mamę, żeby mi pomogła albo stawałam na krzesło, żeby wyczyścić górę. I bum, w jednej chwili mam 18 lat i sięgam do górnej krawędzi lustra w łazience. Nic mnie w tym roku tak nie uderzyło jak te głupie lusterko. Dowód, prawo jazdy, próbna matura, tysiąc osiemnastek. Nic, tak jak to. Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj byłam mała, a w nocy minęło tyle lat, że jestem dorosła. I uświadomiłam sobie, że to tego mi w tych świętach już od jakichś kilku lat brakuje. Tych, z pozoru głupich, drobiazgów, które zmieniały je w magiczne. Czekanie w oknie na pierwszą gwiazdkę, płakanie jeśli mama nie pozwalała mi sobie pomóc w kuchni, śpiewanie z nią piosenek o gadających w wigilię zwierzętach i chyba przede wszystkim wiary w mikołaja, który na pewno wchodził do domu akurat wtedy, kiedy ja wychodziłam go szukać. On przecież nawet zostawiał ślady butów na dywanie. Jak dowiedziałam się potem wszystkiego (mikołaja nie ma, te ślady to pewnie tata, zwierzęta nie gadają, pierwszej gwiazdy nie da się tak serio znaleźć) to przez chwile przeszło mi przez myśl, że byłam naiwna. A dziś mogłabym podziękować rodzicom za te przeróżne historie, bo to one robiły z tych świąt magiczne dni. I dlatego tak bardzo mi szkoda, że kiedyś chciałam być duża. Święta były fajniejsze, kiedy patrzyłam na nie przez pryzmat wiary w niewiarygodne.
http://www.youtube.com/watch?v=e5QEAI_O2IA
wesołych świąt życzę wam ja - mikołaj